Dwa lata temu przeszedłem operacje nogi, miała ona polepszyć mój styl chodzenia, a co za tym idzie polepszenie mojego stanu psychicznego oraz dodanie mi odwagi. Zdecydowałem się na nią ponieważ ten krok mógł wszystko zmienić. Liczyłem się z tym, że mogłem się nie obudzić z narkozy, albo operacja mogła się nie udać, ale chciałem spróbować- ten ,który nie próbuje nic nie zyska.
Nadszedł dzień operacji. Zjawiłem się w szpitalu. Myśli kłóciły się ze sobą. Godziny mijały, a ja patrzyłem w zegar, odliczałem do operacji. Moje życie mogło się zmienić, wierzyłem w to głęboko niczym dziecko w Świętego Mikołaja. Poznałem tam chłopca młodszego ode mnie, który leżał na sali po operacji, zaczęliśmy rozmawiać. Zadawałem mu pytania związane z operacją. On rozwiewał moje wszystkie wątpliwości. Nadeszła ta godzina w której pielęgniarka przyszła z niebieskim lekiem. Nie wiedziałem co to za tabletka, gdy ją połknąłem, pielęgniarka wyszła okazało ,się że był to głupi jaś. Poczułem się senny, na szczęście nie miałem żadnych głupich myśli po tym leku. Zasnąłem. Obudziła mnie pielęgniarka.
-Czas iść powiedziała - Nigdy nie byłem tak posłuszny, a zarazem zrelaksowany jak po zjedzeniu tej tabletki. Wjechałem na łóżku na sale operacyjną, pielęgniarka przyłożyła mi do twarzy maskę, usłyszałem
- Odlicz od 10 do 0. Tak też zrobiłem. Z każdą odliczoną sekundą stawałem się bardziej senny. Zasnąłem. Nic nie pamiętałem. To tak jakby ,ktoś wyrwał z waszego życia 2 godziny. Obudziłem się podpięty pod kroplówkę z nogą w gipsie, nigdy nie czułem takiego bólu. Ale ten ból miał coś na celu, wierzyłem w to!
Na drugi dzień przyszedł doktor, powiedział że operacja się udała i trzeba czekać na efekty.Poczułem ulgę.
Trzeciego dnia pielęgniarka przyszła i powiedziała, że czas wstać z łóżka, czułem ból pomieszany ze strachem, a zarazem radość pomieszaną z czymś czego nie da się opisać słowami- Wstałem. Przeszedłem kilka kroków, ale nie poczułem żadnej poprawy, myślałem że to pewnie przez gips ,który miałem założony po operacji. W szpitalu byłem jakiś pięć dni. Później zostałem wypisany i miałem się zjawić miesiąc później na ściągnięcie gipsu.
Dni w domu mijały. Dzięki tej operacji zobaczyłem kto jest prawdziwym przyjacielem na kogo mogę liczyć i kto nigdy mnie nie zostawi. Takie sytuacje pokazują, czy słusznie nadajemy miano przyjaciela, bo przecież przyjaciel jest na dobre i na złe.
Miesiąc później. Przyjechaliśmy do kliniki. Znów czułem te dwa sprzeczne ze sobą uczucia. Może tym razem się uda coś w moim życiu zmienić- pomyślałem. Doktor ściągnął gips. Kazał mi się przejść kilka razy po gabinecie. Poczułem rozczarowanie pomieszane z niemocą i smutkiem, podobnie jak dziecko które dowiaduje się że święty Mikołaj nie istnieje, czułem że chodzę tak jak przed operacją. Brak zakładanych oczekiwań związanych z tą operacją. Kolejna porażka. Już się przyzwyczaiłem do tego uczucia jakim jest zawód. To był jeden z gorszych dni w moim życiu. Po operacji została blizna pod prawym kolanem i świadomość, że znów choroba wygrywa.
Wróciliśmy do domu.
Gdybym nie spróbował tej operacji nigdy bym się nie dowiedział jak bym teraz wyglądał. Miałbym wyrzuty sumienia. Chce wam przekazać, że nawet jeśli czegoś bardzo pragniemy nie zawsze to otrzymujemy, jednak nie wolno się poddawać choć życie cały czas krzyżuje plany. Trzeba wstać i walczyć, ja walczę z chorobą już dziesięć lat i przez te wszystkie lata nigdy nie pomyślałem, że jest to walka z wiatrakami, jest to walka Gigantycznego potwora (czyt. choroby) z małym upierdliwym nie dającym za wygraną człowiekiem (czytaj mną ) Niby walka przesądzona, ale jeśli ma się wsparcie innych ludzi, którzy kibicują, Giganta w końcu można osłabić i wygrać tę nierówną walkę.
Zapraszam na swój instagram :
https://www.instagram.com/vvpiotrvv/
Piękne słowa i piękne przesłanie. Uczysz nas, że nie warto się poddawać mimo. Uczysz walki o marzenia. Mimo własnych problemów pomagasz nam. Dziękuję, że prowadzisz takiego bloga i przybliżasz nam życie osoby niepełnosprawnej.
OdpowiedzUsuńP.s sto lat :D
Pozdrawiam serdecznie :D
Trzymam kciuki Piotrek :) Powinniśmy brać przykład z twojej postawy :) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńRozumiem Cię doskonale...Ja też walczyłam o swoje największe marzenie..nie udało się choć poświęciłam prawie wszystko..nadal walczę, choć musiałam pogodzić się z tym, że droga, którą obrałam jest niewłaściwa..Moje decyzje utrudniły mi życie, ale jakbym się czuła, gdybym nie spróbowała...pewnie dużo gorzej...dalej będę walczyć..może trochę mniej, może trochę inaczej..ale nie wolno się poddawać... Życzę Ci zdrówka z całego serca!!!
OdpowiedzUsuńWzruszająca historia z pięknym przesłaniem! Przykro mi, że operacja nie dała oczekiwanych rezultatów, ale gratuluję wytrwałości! A przede wszystkim pokory i odwagi, by o swoich doświadczeniach i przemyśleniach podzielić się na blogu :)
OdpowiedzUsuńCenię sobie takie blogi i posty. Nigdy się nie poddawaj!
OdpowiedzUsuńPiekne slowa..fajny blog
OdpowiedzUsuńPrzykro mi, że operacja się nie udała. Zainteresowałeś mnie swoją chorobą i trochę o niej poczytałem. Przerażające statystyki, mam nadzieję, że wszystko będzie dobrze, bo wydajesz się naprawdę fajnym i ładnym chłopakiem. Chciałbym cię kiedyś poznać. ;)
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo ✌
UsuńWitam Cię serdecznie! Twój blog mnie zainteresował, a ponieważ piszę w tym roku pracę magisterską o aktywności osób niepełnosprawnych fizycznie w Internecie- czy zechciałbys odpowiedzieć na parę moich pytań? Jeśli miałbyś czas, ochotę, napisz do mnie- anna.bednarek92@gmail.com
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Pewnie :)
UsuńSKS chyba dopada nas wszytskie, ja w jednej chwili zaczęłam się tak sypać, ze aż sama nie wiedziałam co się dzieje. A prowadzę bardzo zdrowy tryb życia. W końcu zdecydowałam sie pójść do lekarza i zrobić sobie "przegląd" i kazał mi zrobić badanie brca ... Zobaczymy co to będzie, ale przed chorobom się człowiek nie uchroni.
OdpowiedzUsuńWow, ten opis jest świetny. Szkoda, że się nie udało, ale proszę - daj mi pozytywne nastawienie <3
OdpowiedzUsuń