wtorek, 31 października 2017
Podróż w nieznane
Witajcie, jakieś cztery miesiące temu miałem bardzo słaby okres w moim życiu, nie umiałem znaleźć się w tym chorym świecie,codzienna monotonia, dzień kończył się tak samo. Potrzebowałem zmian. Zrobiłem coś czego sam nie spodziewałbym się po sobie. Wyjechałem na praktyki do Londynu. Nie wiem co mną sterowało zapisując się na ten projekt. Hmmm... osoba niepełnosprawna sama w wielkim mieście, ciekawie to brzmi.
W lipcu poleciałem do Londynu. Gdy leciałem samolotem miałem mętlik w głowie, zastanawiałem się co ja tu do licha robię, zachciało mi się przygód... myślałem że przecież nic złego nie może się stać w końcu jadę z grupą i dwoma opiekunkami, będzie dobrze, musi być! pomyślałem. Po wylądowaniu stanąłem jak wryty, nie wierzyłem w to, że tu jestem.
Nasza grupa liczyła około dwadzieścia osób. Po dotarciu do siedziby zostaliśmy oddelegowani do rodzin, które miały się nami opiekować. Było nas pięciu w domu u rodziny. Po rozmowie dowiedziałem się, że jest milion zakazów. Szanuje rygor jednak tam czułem się po prostu źle niczym w więzieniu. Jedną z zasad było to, że jeśli spóźnimy się na kolacje nie dostaniemy jej, skutkowało to tym, że będziemy chodzić głodni spać...Ciekawie to brzmi, ale przecież mieliśmy zapewniony transport do miejsca pracy, więc nie martwiłem się spóźnieniem na kolacje. Kolejnego dnia mieliśmy spotkanie w siedzibie. Dowiedzieliśmy się od naszych opiekunów, że sami musimy dojechać do miejsca pracy - pomyślałem, że to jest jakiś żart. Dostaliśmy bilety na całą komunikacje po Londynie, musieliśmy sami sobie radzić, w razie gdyby ktoś się zgubił musiał się sam znaleźć, tak powiedziała nam nasza opiekunka. Zacząłem trochę panikować, znów te myśli, że nie dam rady z moimi chorymi nogami.
Po krótkim instruktarzu jak działa londyńskie metro musieliśmy dojechać do miejsca pracy i wrócić. Na szczęście dowiedziałem się, że pracuje z kolegą jednak on mieszka w innej rodzinnie. Co za idiota wiedząc, że jestem niepełnosprawny nie przydzielił mnie do domu z kolegą z którym pracuje!? Zero zorganizowania ze strony organizacji...Wyruszyliśmy razem do miejsce pracy nie powiem, że było lekko. Jechaliśmy: pociągiem, metrem, autobusem, aż dotarliśmy do budynku w którym od następnego dnia mieliśmy zacząć pracować. Już miałem dość, strasznie zaczęła mnie boleć prawa noga z ciężkim trudem wróciłem do miejsca zbiórki. Znów Nas zaskoczyli. Mieliśmy wracać do rodzin sami. Nasza piątka pojechała autobusem do domu na szczęście nie było to ciężkie, bo niedaleko od siedziby mieszkaliśmy . Po całym dniu byłem głodny jak wilk. Dostaliśmy.... przygotujcie się bo to będzie szokiem... uszka z mięsem z mikrofali z ohydnym sosem pomidorowym, spróbowałem tego i jak szybko spróbowałem tak szybko zrezygnowałem z jedzenia.Uwierzcie mi nie jestem wybredny co do jedzenia, bo jeżdżąc po turnusach rehabilitacyjnych mój żołądek się przyzwyczaił do "śmieciowego jedzenia" ale to co dostawaliśmy jeść w Londynie to apokalipsa... Wybraliśmy się do sklepu, kupiłem kilka rzeczy z których mogłem przeżyć przez kolejny dzień. Byłem tak zmęczony jak nigdy w życiu, a jutro miałem jechać do pracy sam nie znając kompletnie drogi. Obawiałem się, że mogę wsiąść do złego pociągu, metra, autobusu... przecież jeśli pojadę gdzieś indziej to nie będę miał sił by wrócić, moje zdrowie mi na to nie pozwoli. Przeszukałem internet i dzięki google maps uspokoiłem się, podobno byłem najbliżej miejsca pracy jednak miałem do niego aż półtora godziny. Poszedłem spać. Wstałem o 6 szybko się ubrałem.Na śniadanie mieliśmy coś niezidentyfikowanego a na lunch jedną kromkę chleba z "kiełbasą" Wyszyłem z domu włączyłem w telefonie google maps i szedłem, w połowie drogi do metra miałem dość.Usiadłem na jakimś murku, po odpoczynku ruszyłem w dalszą drogę. Idąc miałem tylko jedną myśl w głowie, obym wsiadł do dobrego metra. Dotarłem na metro, spytałem jakiegoś pana, którym metrem mam jechać, żeby znaleźć się na Old Street na szczęście wytłumaczył mi, stres zmalał. Wsiadłem do metra jechałem przez około 45 minut. Wysiadłem, chciałem zobaczyć gdzie iść dalej, jednak brak zasięgu w telefonie robił swoje...Wyszedłem na zewnątrz. Na szczęście w tym samym czasie zobaczyłem kolegę z którym miałem pracować poszedłem za nim doprowadził mnie do budynku w którym pracowaliśmy. Weszliśmy i na recepcji przedstawiliśmy się, pan mówił żebyśmy zaczekali. Przyszła jakaś kobieta, zabrała nas i powiedziała żebyśmy zaczekali na przełożoną. Na samym początku obawiałem się o swoje umiejętność komunikacji w języku angielskim. Jednak szybko te obawy minęły, wraz z kolegą pomagaliśmy sobie w słówkach. Christina po rozmowie, zapoznała nas z całą kadrą, powiedziała co będziemy robić oraz opowiedziała coś o firmie. Firma ta ma za zadanie pomagać zaprogramować stanowisko komputerowe osobą niewidomym, niemym lub osobą bez kończyn. Niesamowita sprawa. Pierwszy dzień pracy zleciał bardzo szybko.
Wróciłem do domu.Wykończony położyłem się na łóżku i zasnąłem. Dni mijały. W czwarty dzień niestety musieliśmy zmienić miejsce zamieszkania, ponieważ sąsiedzi uważali, że jest nas tam za dużo i jesteśmy Polkami. No cóż, znów zmiana miejsca zamieszkania. W kolejnym domu mieszkaliśmy u starszego pana. Gotował nam same pyszności w porównaniu do pierwszego domu. Mniam! Co prawda miałem dwa razy dalej do stacji metra nogi mi po pierwszym tygodniu odpadały.
W sobotę jechaliśmy zwiedzać Londyn z naszymi opiekunkami. Dzwoniłem do rodziców w tej sprawie bo panie opiekunki powiedziały, że w sobotę zwiedzamy Madame Tussaud i jedziemy na London Eye mimo, że mieliśmy wcześniej ustalone, że w niedziele będzie London Eye, połowa z nas miała bilet na niedziele. Opowiedziałem mamie, że coś tu jest nie tak z organizacją i co mi się nie podoba.Po rozmowie rodzice zadzwonili do naszej opiekunki. Pod koniec rozmowy mama poprosiła panią by zwracała uwagę na to, że źle chodzę i żeby dostosowali tempo pod mój chód, na co dostała odpowiedz od naszej opiekunki "Ja nikogo nie będę spowalniać ani pospieszać" to są słowa OPIEKUNA który miał nad nami czuwać... Niestety muszę to tutaj napisać że opiekunowie nie spełnili swojej roli (chyba pojechali na typową wycieczkę) no cóż. Mam nadzieje że za te słowa karma wróci do tej pani.
Polecam każdemu kto będzie w Londynie, aby skorzystał z atrakcji jaką jest Madame Tussaud coś niesamowitego! Widoki z London Eye również niezapomniane. Weekend bardzo szybko zleciał. Kolejny tydzień pracy czas zacząć! Najbardziej z tego wyjazdu jestem zadowolony z praktyk dowiedziałem się bardzo dużo.
Pewnego razu kiedy wracałem do domu nagle słyszę, że ktoś mnie woła odwracam się i wiedze osobę, która pyta mnie jak mam na imię i czy może mnie "dotknąć" jakkolwiek to brzmi. Wyciągała rękę ja również, zaczęła się modlić, stanąłem jak wryty; może mam problemy z chodzeniem i ręką ale trochę mnie to zniesmaczyło i tak wiem że Londyn to inna kultura, inni ludzie ale przecież każdy z nas jest jaki jest. To był pierwszy raz kiedy miałem styczność z fanatykami religijnymi. Podziękowała mi i powiedziała coś w stylu "idź w pokoju" trochę się uśmiechnąłem bo jestem ateistą, pożegnaliśmy się. Dni mijały, w ostatni dzień mieliśmy ostatnie spotkanie i omówienie planu wyjazdu.Żartowaliśmy z kolegą o tym czy ktoś nas dostarczy z walizkami do miejsc zbiórki, Kolega zażartował że pewnie będziemy musieli sami dojechać bo organizacja wyjazdu jest na najniższym pułapie, uśmiechnąłem się i powiedziałem -nie ma opcji ja z dwudziestu kg walizką nigdzie się nie wybieram sam. Inny znajomy odpowiedział, że zawsze robię problem, zdenerwował mnie do tego stopnia, że powiedziałem mu, że jeśli ma dwie sprawne nogi i ręcę to on nie widzi w tym problemu. Zrobiło mu się głupio. Nie lubie takich aroganckich ludzi.
Później dostaliśmy certyfikaty. I rozjechaliśmy się do domów w Londynie.
Spakowałem się i usiadłem na chwile na łóżku, żeby pomyśleć nad tym co mi dała wyprawa do Londynu. Nie musiałem długo się zastanawiać. Zobaczyłem inną kulturę, zwiedziłem trochę Londynu, poznałem ciekawych ludzi, wyniosłem dużo nauk z praktyk, jestem o wiele samodzielniejszy. W życiu chodzi o to aby próbować rożnych rzeczy, nie warto tkwić w miejscu, jeśli osoba niepełnosprawna była w Londynie sama to pomyśl co ty możesz osiągnąć. Jeszcze dwa lata temu, jeśli ktoś powiedziałby mi, że będę w Londynie sam, to potraktowałbym to jak jakiś żart. Jednym z moich marzeń było być w Londynie i się spełniło. Niby nie możliwe, a jednak. To od nas zależy jak będzie wyglądać nasz życie czy damy się wciągnąć w krąg monotonii czy też spróbujemy czegoś nowego niezapomnianego pójdziemy w niezbadane i nieznane. Trzeba korzystać z okazji jakie daje nam życie.Mimo że polska organizacja jak i zagraniczna mogła być lepiej rozwinięta, uważam że Londyn dał mi lekcje prawdziwego życia. Trzymajcie się! Do następnego postu! I pamiętajcie, żeby nigdy się nie poddawać.
instagram vvpiotrvv
snapchat vvpiotrvv
sobota, 26 sierpnia 2017
Jak zaczęła się przygoda ze zdjęciami i Instagramem ?
Już jako małe dziecko fascynowała mnie przyroda i uwiecznianie chwili w swojej głowie. Mruganie oznaczało naciśniecie spustu migawki, a później zapisywanie tego w głowie. Niestety moje zapisywanie wszystkiego co dzieje się wokół mnie szybko się skończyło. Nastał czas walki z chorobą, ale to już pewnie wiecie z wcześniejszych postów. Kiedy znów poczułem chęć robienia zdjęć? Kiedy dostałem swój pierwszy telefon z dość dobrym aparatem. Robiłem zdjęcia wszystkiemu co jest ulotne podobnie jak zdrowie, które opuściło mnie w wieku ośmiu lat. Ptaki, kwiaty,deszcz etc.
W pierwszej klasie technikum wybrałem się na turnus rehabilitacyjny, gdzie spotkałem osobę, która rozbudziła we mnie tą pasje od nowa. Odkryłem nowe tajniki fotografii, doznałem pewności siebie, aż w końcu pierwszej w historii wystawy fotograficznej mojego autorstwa- niezapomniane przeżycie. Kiedy turnus się skończył wróciłem do domu i w przeciągu kilku dni natknąłem się na portal społecznościowy Instagram, zarejestrowałem się i zacząłem obserwować profile, które mnie inspirowały. Miały po kilkanaście tysięcy obserwacji, chciałem być taki jak oni. Ich prace były oszałamiające, kilka kolejnych miesięcy wahałem się czy wrzucić pierwsze zdjęcia na Instagram w końcu stało się, wrzuciłem miało kilka serduszek. Później wrzucałem coraz częściej zdjęcia, ludzie zaczęli obserwować mój profil. Było coraz więcej lików i komentarzy. Motywowało mnie to do robienia nowych, jeszcze lepszych zdjęć, więc kupiłem nowy aparat fotograficzny z którego nie byłem zadowolony, był strasznie słaby. Sprzedawca wiedział, że może pocisnąć kit jakiemuś człowiekowi który nie znał się na aparatach.
W ciągu dwóch i pół roku mój instagram przeżywał wzloty i upadki. Kilka miesięcy temu kupiłem swój wymarzony Canon 80D, jest świetny! Pomaga on mi w pracy na Instagramie.
Na moim Instagramie jest już 28 tysięcy osób nigdy nie myślałem, że do tego dojdzie bardzo Wam za to dziękuje.
Przez Instagram zyskałem pewność siebie, rzesze fanów możliwość poznawania Waszych historii, myślę że zawsze będę dla Was tak jak i Wy dla mnie. Mogę się rozwijać w tym co mnie pasjonuje, robienie zdjęcia jest czymś fenomenalnym, uwiecznianie chwil, które już nigdy się nie powtórzą. Fotografując zapominam o swojej chorobie, mogę się wyciszyć. Fotografia jest to całkiem inny świat, piękniejszy, lepszy, a przede wszystkim niesamowity. Wiem że moje prace nie są idealne, jednak chce się ulepszać w mojej pasji, odkrywać nowe miejsca, nowych ludzi i odkryć samego siebie.
Drogi czytelniku jeśli jest coś co sprawia Ci radość, daje szczęście i robisz to dobrze nie przepuść tego jak piach przez palce, bo pamiętaj najgorsze co człowiek może zrobić to zmarnować swój talent. Rób to wytrwale i sumiennie. Początki bywają ciężkie ale nie przejmuj się krytyką, wyśmiewaniem, w końcu nikt nie rodzi się alfą i omegą. Trzeba umieć szlifować diament jakim jest pasja/talent, a osoby które cię wyśmiały zrozumieją błąd dopiero wtedy, kiedy zobaczą jak świetnie sobie radzisz w okiełznaniu tej mocy jaką jest pasja. Zapraszam cię do zapoznania się z moim: Instagram vvpiotrvv
Etykiety:
canon,
fame,
Fotografia,
fun,
iG,
Instagram,
marzenia,
marzenia się spełniają,
motywacja,
Niepełnosprawny,
Pasja,
po chorobie,
Rozwijanie się,
sukces,
wyśmiewanie,
zarabianie,
życie
sobota, 22 kwietnia 2017
Operacja
Dwa lata temu przeszedłem operacje nogi, miała ona polepszyć mój styl chodzenia, a co za tym idzie polepszenie mojego stanu psychicznego oraz dodanie mi odwagi. Zdecydowałem się na nią ponieważ ten krok mógł wszystko zmienić. Liczyłem się z tym, że mogłem się nie obudzić z narkozy, albo operacja mogła się nie udać, ale chciałem spróbować- ten ,który nie próbuje nic nie zyska.
Nadszedł dzień operacji. Zjawiłem się w szpitalu. Myśli kłóciły się ze sobą. Godziny mijały, a ja patrzyłem w zegar, odliczałem do operacji. Moje życie mogło się zmienić, wierzyłem w to głęboko niczym dziecko w Świętego Mikołaja. Poznałem tam chłopca młodszego ode mnie, który leżał na sali po operacji, zaczęliśmy rozmawiać. Zadawałem mu pytania związane z operacją. On rozwiewał moje wszystkie wątpliwości. Nadeszła ta godzina w której pielęgniarka przyszła z niebieskim lekiem. Nie wiedziałem co to za tabletka, gdy ją połknąłem, pielęgniarka wyszła okazało ,się że był to głupi jaś. Poczułem się senny, na szczęście nie miałem żadnych głupich myśli po tym leku. Zasnąłem. Obudziła mnie pielęgniarka.
-Czas iść powiedziała - Nigdy nie byłem tak posłuszny, a zarazem zrelaksowany jak po zjedzeniu tej tabletki. Wjechałem na łóżku na sale operacyjną, pielęgniarka przyłożyła mi do twarzy maskę, usłyszałem
- Odlicz od 10 do 0. Tak też zrobiłem. Z każdą odliczoną sekundą stawałem się bardziej senny. Zasnąłem. Nic nie pamiętałem. To tak jakby ,ktoś wyrwał z waszego życia 2 godziny. Obudziłem się podpięty pod kroplówkę z nogą w gipsie, nigdy nie czułem takiego bólu. Ale ten ból miał coś na celu, wierzyłem w to!
Na drugi dzień przyszedł doktor, powiedział że operacja się udała i trzeba czekać na efekty.Poczułem ulgę.
Trzeciego dnia pielęgniarka przyszła i powiedziała, że czas wstać z łóżka, czułem ból pomieszany ze strachem, a zarazem radość pomieszaną z czymś czego nie da się opisać słowami- Wstałem. Przeszedłem kilka kroków, ale nie poczułem żadnej poprawy, myślałem że to pewnie przez gips ,który miałem założony po operacji. W szpitalu byłem jakiś pięć dni. Później zostałem wypisany i miałem się zjawić miesiąc później na ściągnięcie gipsu.
Dni w domu mijały. Dzięki tej operacji zobaczyłem kto jest prawdziwym przyjacielem na kogo mogę liczyć i kto nigdy mnie nie zostawi. Takie sytuacje pokazują, czy słusznie nadajemy miano przyjaciela, bo przecież przyjaciel jest na dobre i na złe.
Miesiąc później. Przyjechaliśmy do kliniki. Znów czułem te dwa sprzeczne ze sobą uczucia. Może tym razem się uda coś w moim życiu zmienić- pomyślałem. Doktor ściągnął gips. Kazał mi się przejść kilka razy po gabinecie. Poczułem rozczarowanie pomieszane z niemocą i smutkiem, podobnie jak dziecko które dowiaduje się że święty Mikołaj nie istnieje, czułem że chodzę tak jak przed operacją. Brak zakładanych oczekiwań związanych z tą operacją. Kolejna porażka. Już się przyzwyczaiłem do tego uczucia jakim jest zawód. To był jeden z gorszych dni w moim życiu. Po operacji została blizna pod prawym kolanem i świadomość, że znów choroba wygrywa.
Wróciliśmy do domu.
Gdybym nie spróbował tej operacji nigdy bym się nie dowiedział jak bym teraz wyglądał. Miałbym wyrzuty sumienia. Chce wam przekazać, że nawet jeśli czegoś bardzo pragniemy nie zawsze to otrzymujemy, jednak nie wolno się poddawać choć życie cały czas krzyżuje plany. Trzeba wstać i walczyć, ja walczę z chorobą już dziesięć lat i przez te wszystkie lata nigdy nie pomyślałem, że jest to walka z wiatrakami, jest to walka Gigantycznego potwora (czyt. choroby) z małym upierdliwym nie dającym za wygraną człowiekiem (czytaj mną ) Niby walka przesądzona, ale jeśli ma się wsparcie innych ludzi, którzy kibicują, Giganta w końcu można osłabić i wygrać tę nierówną walkę.
Zapraszam na swój instagram :
https://www.instagram.com/vvpiotrvv/
Nadszedł dzień operacji. Zjawiłem się w szpitalu. Myśli kłóciły się ze sobą. Godziny mijały, a ja patrzyłem w zegar, odliczałem do operacji. Moje życie mogło się zmienić, wierzyłem w to głęboko niczym dziecko w Świętego Mikołaja. Poznałem tam chłopca młodszego ode mnie, który leżał na sali po operacji, zaczęliśmy rozmawiać. Zadawałem mu pytania związane z operacją. On rozwiewał moje wszystkie wątpliwości. Nadeszła ta godzina w której pielęgniarka przyszła z niebieskim lekiem. Nie wiedziałem co to za tabletka, gdy ją połknąłem, pielęgniarka wyszła okazało ,się że był to głupi jaś. Poczułem się senny, na szczęście nie miałem żadnych głupich myśli po tym leku. Zasnąłem. Obudziła mnie pielęgniarka.
-Czas iść powiedziała - Nigdy nie byłem tak posłuszny, a zarazem zrelaksowany jak po zjedzeniu tej tabletki. Wjechałem na łóżku na sale operacyjną, pielęgniarka przyłożyła mi do twarzy maskę, usłyszałem
- Odlicz od 10 do 0. Tak też zrobiłem. Z każdą odliczoną sekundą stawałem się bardziej senny. Zasnąłem. Nic nie pamiętałem. To tak jakby ,ktoś wyrwał z waszego życia 2 godziny. Obudziłem się podpięty pod kroplówkę z nogą w gipsie, nigdy nie czułem takiego bólu. Ale ten ból miał coś na celu, wierzyłem w to!
Na drugi dzień przyszedł doktor, powiedział że operacja się udała i trzeba czekać na efekty.Poczułem ulgę.
Trzeciego dnia pielęgniarka przyszła i powiedziała, że czas wstać z łóżka, czułem ból pomieszany ze strachem, a zarazem radość pomieszaną z czymś czego nie da się opisać słowami- Wstałem. Przeszedłem kilka kroków, ale nie poczułem żadnej poprawy, myślałem że to pewnie przez gips ,który miałem założony po operacji. W szpitalu byłem jakiś pięć dni. Później zostałem wypisany i miałem się zjawić miesiąc później na ściągnięcie gipsu.
Dni w domu mijały. Dzięki tej operacji zobaczyłem kto jest prawdziwym przyjacielem na kogo mogę liczyć i kto nigdy mnie nie zostawi. Takie sytuacje pokazują, czy słusznie nadajemy miano przyjaciela, bo przecież przyjaciel jest na dobre i na złe.
Miesiąc później. Przyjechaliśmy do kliniki. Znów czułem te dwa sprzeczne ze sobą uczucia. Może tym razem się uda coś w moim życiu zmienić- pomyślałem. Doktor ściągnął gips. Kazał mi się przejść kilka razy po gabinecie. Poczułem rozczarowanie pomieszane z niemocą i smutkiem, podobnie jak dziecko które dowiaduje się że święty Mikołaj nie istnieje, czułem że chodzę tak jak przed operacją. Brak zakładanych oczekiwań związanych z tą operacją. Kolejna porażka. Już się przyzwyczaiłem do tego uczucia jakim jest zawód. To był jeden z gorszych dni w moim życiu. Po operacji została blizna pod prawym kolanem i świadomość, że znów choroba wygrywa.
Wróciliśmy do domu.
Gdybym nie spróbował tej operacji nigdy bym się nie dowiedział jak bym teraz wyglądał. Miałbym wyrzuty sumienia. Chce wam przekazać, że nawet jeśli czegoś bardzo pragniemy nie zawsze to otrzymujemy, jednak nie wolno się poddawać choć życie cały czas krzyżuje plany. Trzeba wstać i walczyć, ja walczę z chorobą już dziesięć lat i przez te wszystkie lata nigdy nie pomyślałem, że jest to walka z wiatrakami, jest to walka Gigantycznego potwora (czyt. choroby) z małym upierdliwym nie dającym za wygraną człowiekiem (czytaj mną ) Niby walka przesądzona, ale jeśli ma się wsparcie innych ludzi, którzy kibicują, Giganta w końcu można osłabić i wygrać tę nierówną walkę.
Zapraszam na swój instagram :
https://www.instagram.com/vvpiotrvv/
Etykiety:
akceptacja,
ból,
bycie innym,
cel,
choroba,
fałszywe twarze,
Głupi jaś,
lęk,
motywacja,
Niepełnosprawny,
operacja,
prawdziwi przyjaciele,
szpital
sobota, 18 lutego 2017
Wygląd to nie wszystko.
W życiu nie liczy się to jak wyglądamy, tylko to jakimi wartościami się kierujemy. Przekonało mnie o tym życie w młodym wieku, kiedy po raz pierwszy byłem zmuszony zetknąć się ze swoją niepełnosprawnością. Wcześniej osoby niepełnosprawne nigdy nie miały możliwości zaistnienia w moim życiu, nie przejmowałem się ich losem. Zmieniło się to tuż po chorobie.
Pierwszy turnus rehabilitacyjny, wtenczas przeżyłem szok i nie mogłem się z tego pozbierać, widziałem inny świat. Dzieci, które były głuche, młodzi ludzie bez możliwości wstania z wózka do końca życia, osoby z autyzmem czy też z przeróżnymi chorobami świata, wtedy zacząłem poznawać świat niepełnosprawnych osób, będąc jednym z nich - i wiesz co? Myślałem że te osoby są bardzo słabe i załamane życiem, jednak tak w ogóle nie jest osoby niepełnosprawne są jeszcze bardziej szczęśliwsze od osób pełnosprawnych, umieją oni cieszyć się z tego co mają, są pięknymi istotami, miłymi i tolerancyjnymi, nie pytającymi, nie osądzają z wyglądu. To oni są dla mnie największymi idolami na świecie, mimo swoich chorób są pogodni i nigdy nie tracą wiary w to że kiedyś będzie lepiej. Życie jest piękne tylko w tedy, kiedy umiemy docenić to co posiadamy. W końcu nie każdy potrafi docenić coś przed tym gdy to straci.
Osoby z niepełnosprawnością są bardzo doświadczeni przez życie, a mimo to chcą posłuchać czy też pragną, aby osoba, która potrzebuje się wyżalić miała możliwość rozmowy z drugim człowiekiem, bo wiedzą jak ciężko nawiązuje się znajomości, większość ludzi XXI wieku patrzą na to co druga osoba posiada w sensie materialnym i jak wygląda, nie patrzą na najważniejsze – środek. Oczywiście są wyjątki. Osoby z niepełnosprawnością wiedzą jaką ważna rzeczą jest szczera rozmowa, kiedy ma się poważny problem.
Pamiętam jedną z rozmów na turnusie rehabilitacyjnym. Była to osoba starsza ode mnie która poruszała się na wózku, Osoba ta była bardzo szczęśliwa i bardzo wesoła, a ja byłem zagubiony z całym życiem, które w jednej chwili się zawaliło, nie byłem szczęśliwy we własnej skórze. Nie miałem możliwości rozmowy z osobą która ma podobnym do mojego. Pod koniec turnusu znałem tę osobę bardzo dobrze, więc postanowiłem z nią porozmawiać i uzyskać odpowiedz na bardzo nurtujące mnie pytanie, podszedłem do tej osoby i zapytałem „Dlaczego jesteś szczęśliwy mimo że nigdy nie będziesz sprawny?” – odpowiedziała mi bardzo szybko „ Dlatego że zdrowie nie jest najważniejsze, jest milion powodów do bycia szczęśliwym ”. Zaczęliśmy rozmawiać. Zadałem kolejne pytanie – jak to ? Odrzekł że człowiek nieszczęśliwy to taki, który nie umie docenić „wschodu i zachodu słońca” czyli najprostszych czynności z których płynie szczęście.
Od tamtej pory usiłuje cieszyć się z najmniejszych rzeczy. Świat jest lepszy kiedy cieszysz się z malusich rzeczy „Wschodu i zachodu słońca”
Teraz ja Ci zadam pytanie drogi czytelniku:
-A ty umiesz docenić „Wschód i zachód słońca?”
Instagram https://www.instagram.com/vvpiotrvv/
Etykiety:
akceptacja,
brak sił,
bycie innym,
człowiek na wózku,
depresja,
motywacja,
piękno wewnętrzne,
po chorobie,
rehabilitacja,
rozmowa,
turnus,
ważna rozmowa,
załamanie,
znajomość
czwartek, 1 grudnia 2016
Jak zaakceptowałem swój wygląd po chorobie
Zaraz po chorobie, kiedy musiałem nauczyć się żyć na nowo, jedną z najgorszych nauk było zaakceptowanie swojego wyglądu.
Największych wrogiem było lustro w łazience, ponieważ za każdym razem kiedy odwiedzałem to miejsce wlepiałem swoje oczy we własne odbicie i z niedowierzaniem patrzyłem na siebie, jak na coś innego, nie mogąc uwierzyć w to co się ze mną stało. Nie poznawałem samego siebie- jak mogłem tak skończyć? Co się stało? Dlaczego akurat ja? Z wiekiem zacząłem analizować przeżyte lata pod kątem tych pytań. Z czasem wszystko stawało się jaśniejsze.
Ludzie używają luster, aby móc przeglądać się i poprawić swój wygląd, ja natomiast nie chciałem się widzieć, ponieważ odbicie ukazywało kogoś innego, nie mnie z przed choroby. Stałem się kimś innym z dnia na dzień . ”Jednego dnia” widziałem w lustrze siebie uśmiechniętego stojącego na dwóch nogach bez jakiegokolwiek urazu, a na „ drugi dzień” zobaczyłem siebie siedzącego na wózku inwalidzkim z podkurczoną ręką. Strasznym doznaniem po chorobie jest to, kiedy widzisz swoje odbicie i zdajesz sobie sprawę że już nigdy nie zobaczysz zdrowego siebie, który kilka dni przed chorobą stał przed lustrem, poprawiał włosy, mył zęby z uśmiechem na twarzy, rozmawiał sam ze sobą, robił głupie miny czy dziękował za piękne życie jakie otrzymał, a później wychodził z łazienki i maszerował do szkoły niczego nie spodziewając się.
Moim zdaniem najgorszą z możliwych tortur jest ta, kiedy patrzyłem na siebie siedzącego na wózku, już bez tej energii co kiedyś, mając w głowie obraz zdrowego chłopca jakim kiedyś byłem i już nigdy nie będę.
Jednym z przełomowych dni było to, kiedy moi rodzice postanowili że założą szafę z dwoma lustrami sięgającymi od podłogi aż do sufitu. Musiałem zmierzyć się z tym strasznym horrorem jakim było dla mnie moje odbicie.Codziennie patrzyłem na siebie mając milion dziwnych myśli. Po kilku tygodniach, nadszedł ten dzień w którym do głowy przyszła mi jedna myśl, którą zapamiętałem do dziś to ona daje mi motywacje, i siłę do walki ze skutkami choroby." Gdy nie zaczniesz się teraz wspinać po tej stromej górze, która stoi przed tobą nigdy nie zobaczysz pięknych widoków jakie na ciebie czekają oraz będziesz stał zawsze w cieniu tego wzgórza." Właśnie tak brzmiała ta myśl! Lata mijały a ja się zmieniałem, wspinałem się po tej górze i zacząłem zauważać piękno jakie minie otacza. Lustro obserwowało mnie, przez te wszystkie lata i to dzięki niemu mogłem zaobserwować poprawy w swojej długoletniej rekonwalescencji. Widziało mnie jak się zmieniam, do dziś staje przed nim i widzę 10 lat strasznej męki, rehabilitacji, operacji, wylanych łez, żalu, strachu, i respektu do swojego odbicia. Z moim zdrowiem jak i wyglądem jest o wiele lepiej, jednak wiem żeby dojść do jeszcze lepszego stanu muszę się nie poddawać i być dobrej myśli.
Nigdy się nie podawaj nawet jeśli coś szepcze Ci do ucha, że i tak się nie uda, spróbuj bo za rok, dwa,trzy będziesz żałować że nie zacząłeś już dziś w ulepszaniu swojego odbicia.
Zapraszam
mój instagram
Snapchat vvpiotrvv
Etykiety:
akceptacja,
akceptacja samego siebie,
brak sił,
bycie innym,
choroba,
cztery ściany,
dzień,
lęk,
lustra,
marzenie,
motywacja,
niepełnosprawność,
samozaparcie,
wsparcie,
Wygląd
wtorek, 18 października 2016
Pozytywy zaistniałej sytuacji.
6 października
minęło dziesięć lat od rozpoczęcia się
choroby. Przez te dziesięć lat życie nauczyło mnie bardzo dużo. Mógłbym się nad
sobą rozżalać jakie to życie jest złe, jednak pytanie brzmi do czego by to
prowadziło, jaki to by miało sens ? Moim zdaniem trzeba się cieszyć z tego co zostało mi dane. Wielu z Was zapyta
jak można się cieszyć z choroby? Pewnie! Chciałbym być sprawny, ale niestety nigdy już nie wrócę do
stanu przed chorobą, więc stwierdziłem, że nie będę się załamywał dlatego,
że życie tak mnie doświadczyło, a nie inaczej. Musze się cieszyć z tego co mam i starać się znaleźć jakieś plusy bycia chorym.
Choroba dała mi niepełnosprawność, wyśmiewanie się ze mnie ponieważ źle chodzę bo moja ręka nie jest sprawna, godziny przemyśleń nad życiem i jego sensem, lata usprawniania, nowe znajomości, a odebrała te które nigdy nie były prawdziwe w końcu „Prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie” w moim przypadku w chorobie.
Zależy jak na to spoglądamy możemy wysnuwać same negatywne wnioski lub starać się w jakimś stopniu wysnuć pozytywy zaistniałej sytuacja, na przykład:
Niepełnosprawność dała mi możliwość zobaczenia innego świata, świata niepełnosprawnych, innego postrzegania różnych rzeczy, odczuć.
Dzięki wyśmiewaniu się z mojej osoby zrozumiałem jacy są niektórzy ludzie, zahartowało mnie to i dzięki temu stałem się silniejszy psychicznie teraz mam totalnie gdzieś co obcy mi ludzie mówią na mój temat- „uwaga idzie zombi”, „jak on chodzi”, „ha ha ha” nie dotyka mnie to ponieważ wiem że ci ludzie są bardzo próżni i niedoświadczeni życiem.
Turnusy rehabilitacyjne dały mi możliwość podróżowania i zwiedzania różnych miast w Polsce, poznawania zwyczajów, bardzo dużo znajomości, niekiedy mógłbym powiedzieć przyjaźni Ci ludzie dali mi bardzo dużo ciepła oraz bardzo dużo przemyśleń nad życiem. Życie jest piękne.
Przed chorobą uwielbiałem biegać jednak po chorobie byłem zmuszony znaleźć jakieś inne zajęcie żeby nie zwariować. Odkryłem nową pasję jaką jest fotografowanie, gdyby mój statek nie zboczył z kursu pewnie nigdy bym nie odkrył takiej wyspy jak fotografowanie.
Bycie chorym nie oznacza eliminacji z życia.Wszystko zależy od ciebie i od twojego nastawienia do otaczającego cię świata.
Staraj się znaleźć za wszelką cenę pozytywne rzeczy w tych złych, to cały klucz do sukcesu.
Zapraszam na instagram vvpiotrvv
Choroba dała mi niepełnosprawność, wyśmiewanie się ze mnie ponieważ źle chodzę bo moja ręka nie jest sprawna, godziny przemyśleń nad życiem i jego sensem, lata usprawniania, nowe znajomości, a odebrała te które nigdy nie były prawdziwe w końcu „Prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie” w moim przypadku w chorobie.
Zależy jak na to spoglądamy możemy wysnuwać same negatywne wnioski lub starać się w jakimś stopniu wysnuć pozytywy zaistniałej sytuacja, na przykład:
Niepełnosprawność dała mi możliwość zobaczenia innego świata, świata niepełnosprawnych, innego postrzegania różnych rzeczy, odczuć.
Dzięki wyśmiewaniu się z mojej osoby zrozumiałem jacy są niektórzy ludzie, zahartowało mnie to i dzięki temu stałem się silniejszy psychicznie teraz mam totalnie gdzieś co obcy mi ludzie mówią na mój temat- „uwaga idzie zombi”, „jak on chodzi”, „ha ha ha” nie dotyka mnie to ponieważ wiem że ci ludzie są bardzo próżni i niedoświadczeni życiem.
Turnusy rehabilitacyjne dały mi możliwość podróżowania i zwiedzania różnych miast w Polsce, poznawania zwyczajów, bardzo dużo znajomości, niekiedy mógłbym powiedzieć przyjaźni Ci ludzie dali mi bardzo dużo ciepła oraz bardzo dużo przemyśleń nad życiem. Życie jest piękne.
Przed chorobą uwielbiałem biegać jednak po chorobie byłem zmuszony znaleźć jakieś inne zajęcie żeby nie zwariować. Odkryłem nową pasję jaką jest fotografowanie, gdyby mój statek nie zboczył z kursu pewnie nigdy bym nie odkrył takiej wyspy jak fotografowanie.
Bycie chorym nie oznacza eliminacji z życia.Wszystko zależy od ciebie i od twojego nastawienia do otaczającego cię świata.
Staraj się znaleźć za wszelką cenę pozytywne rzeczy w tych złych, to cały klucz do sukcesu.
Zapraszam na instagram vvpiotrvv
Etykiety:
akceptacja,
bycie innym,
choroba,
ciężka praca,
inny świat,
niepełnosprawność,
Niepełnosprawny,
nietolerancja,
obojętność,
pozytywne strony,
przemyślenia,
wsparcie,
wyśmiewanie,
życie jak bajka
Subskrybuj:
Posty (Atom)