Jeśli jesteś nowym czytelnikiem zapraszam Cię do przeczytania poprzednich wpisów.
Dlaczego ja? Nie nie chodzi tutaj o serial w telewizji lecz o to dlaczego choroba dotknęła akurat mnie jak i całą moją rodzinę. To pytanie bardzo często pojawiało się w moim życiu zaraz po chorobie, "Dlaczego nie sąsiad, sąsiadka tylko akurat ja i moja rodzina?" Mogłem mieć wspaniałe życie, miliony możliwości, po chorobie te możliwości ograniczyły się do kilku wyborów.
Jako zdrowy dzieciak miałem piękną prostą drogę przed sobą, jednak nie umiałem dostrzec w życiu Małych, Wielkich rzeczy, które dawał mi los, gdy straciłem to co miałem uświadomiłem sobie, że należy cieszyć się z wszystkich pozytywnych nawet najmniejszych wydarzeń w życiu, dziękować za każdy dobry dzień.
Pewnie wielu z Was zadało sobie pytanie "dlaczego ja" to pytanie podobne do najtrudniejszych rozsypanych puzzli, bez obrazka, bez większości elementów, które musisz znaleźć, aby obraz był kompletny. Takie puzzle składamy dniami, tygodniami, a niekiedy nawet latami. Pamiętajcie puzzli jest tyle ile ludzi na świecie.
Co jakiś czas znajduje naładowany pozytywną energią puzzel, gdy tych odnalezionych puzzli jest wystarczająco, aby mógł z nich powstać większy
element, składam to w całość i doczepiam do ramy. Ja jeszcze nie poznałem całej odpowiedzi na moje pytanie, ułożyłem jak na razie tylko ramkę i połączyłem kilka elementów.
W pytaniu "dlaczego ja" należy zastanowić się czy chcemy poznawać odpowiedz i zacząć kroczyć przez życie w celu zdobywania doświadczenia, które jest niezbędne by móc znaleźć zgubione "puzzle". Niestety nie każdy jest na tyle silny, żeby mógł znieść uzyskaną
opowiedz możliwe że to by wzbudziło milion sprzeciwów, milion kolejnych
pytań, bunt. Odpowiedz nie zawsze jest taka jaką chcielibyśmy usłyszeć. Ja chcę ułożyć te "puzzle" bez względu na uzyskaną odpowiedz. W
końcu musi być jakiś powód, dlaczego to drzewo przewaliło się akurat na
moją prostą drogę bez dziur, zakrętów, rozdroży, ślepych uliczek?
Dzięki doświadczeniu i kroczeniu do przodu z podniesioną głową możemy, znaleźć odpowiedz na swoje "dlaczego ja".
Instagram: vvpiotrvv
wtorek, 6 września 2016
sobota, 2 lipca 2016
Każdy z nas ma jakiś problem
Podejmując walkę rzuconą przez los musimy liczyć się z problemami napotkanymi na swojej drodze do zwycięstwa. Należy podnieść swój głaz lub kamień czy też mały kamyczek który wpadł do buta i przekroczyć z nim linie mety aby móc poczuć się zwycięzcą, w teorii wydaje się być proste, nic bardziej mylnego.
Głazy są to przeszkody, problemy, które wydają się być nie do przejścia, trzeba je toczyć pod górę przez całe życie. Większość ludzi tak duże problemy zgniatają, jak robaka, garstka ludzi podejmuje się wyzwania rzuconego przez los i na swoich ramionach dźwiga ogromny głaz idąc pod górę, która najprawdopodobniej się nie skończy jednak Ci ludzie chcą udowodnić, że nawet człowiek z najpotężniejszym problemem umie dać sobie radę i nigdy się nie poddaje. Po drodze trzeba przejść przez piekło aby móc dostrzec piękno bytu. Największy problem, który nie wiemy kiedy się skończy uczy nas pokory, oraz tego że trzeba czerpać szczęście, radość z najmniejszych detali w życiu.
Kamienie są to problemy które są duże, jednak krótkotrwałe. Trzeba je toczyć pod górę, ale wiadomo kiedy ta góra się skończy widać jej wierzchołek.
Kamyczki najczęściej wpadają w buty kiedy idziemy po żwirowej drodze, gdy idziemy z górki czujemy ucisk, ból, gdy staniemy w miejscu i myślimy co z tym zrobić nasuwa się myśl, usunąć je z butów, zawsze należy postępować tak, aby rozwiązać najmniejszy problem żeby później poczuć się lepiej.
W życiu zawsze trzeba się napracować, aby zdobyć coś poprzez ciężką pracę i docenić trud włożony w ten wyczyn. Niestety jedni mają malutki kamyczek do przeniesienia, a inni ogromny głaz, niektórzy mogą go stoczyć z górki, a inni mają całe życie pod górkę. Głazy, Kamienie,małe kamyczki nigdy nie są taki same, ich jest tyle ile ludzi na świecie i każdy jest różny od poprzedniego. Każdy z nas boryka się z jakimś głazem, kamieniem, kamyczkiem, jednak w tym problemie należy znaleźć rozwiązanie i umieć dostrzec piękny krajobraz na swojej drodze w kierunku na linie mety.
wtorek, 7 czerwca 2016
Marzenie to góra!
W życiu nigdy nie ma łatwo, ciągle jest pod górę jednak gdy osiągniesz swój wymarzony cel, cenisz go bardziej niż cokolwiek innego. Droga, którą musisz pokonać aby zdobyć to do czego dążysz będzie bardzo trudna i długa.Podchodzisz pod górę i zadajesz sobie bardzo ważne pytanie, czy osiągnę szczyt, czy podołam? Czy mi się uda? Czy to ma sens? Nie odpowiesz sobie na to pytanie jeśli wycofasz się zbyt wcześnie, po prostu stchórzysz .Jedni odpuszczają a inni walczą o szczyt góry czyli swoje marzenia.
Życie można porównać do wspinaczki górskiej, całe życie to jedna wielka wspinaczka po mniejszych lub większych górach, musisz ciągle podejmować decyzje.Tym razem ta góra nazywa się "marzenie". Na samym początku będzie Ci bardzo łatwo musisz się przygotować do wyprawy, oraz podejść do podnóża góry.
Gdy będziesz w połowie drogi zobaczysz piękne widoki, nagle zaczynie się burza (czyt.ludzie, którzy chcą cię zniszczyć) Nie dajesz rady, zaczyna padać oraz grzmieć, jesteś wykończony tym zjawiskiem pogodowym, słaby przemoknięty, bezsilny musisz podjąć decyzje, poddać się lub walczyć. Idziesz przed siebie, nie zejdziesz już z obranego szlaku ponieważ szkoda Ci tego wysiłku który musiałeś włożyć w to, aby zajść tak daleko. Będzie ciężej i jeszcze bardziej pod górę! Masz niesprzyjający wiatr, który cię przewraca, spowalnia i powoduje szybką hipotermię twojego ciała, znów masz chwilę załamania, "Dlaczego mnie to spotyka? Chcę osiągnąć swoje marzenie, jednak zawsze są jakieś przeszkody" (czyt.ludzie, których kiedyś nazwałeś przyjaciółmi) Przeszkody te będą Ci kulą u nogi będziesz słyszał podmuchy śmiechu, nienawiści,drwin w tedy należy ubrać się i ogrzać ciepłą herbatą z termosu (czyt. Twoimi prawdziwymi przyjaciółmi) herbata zawsze pomoże, nawet w bardzo wietrzny, zimny dzień. Po herbacie nabierasz sił i podniesiesz się znowu i idziesz, biegniesz, nabierasz rozpędu i potykasz się tuż przed szczytem, tym razem uderzyłeś w kamień (czyt.strach). Musisz na chwilę ochłonąć i opatrzyć nogę.Po opatrzeniu ran (czyt. wysnuciu pozytywnych wniosków) kroczysz dalej nagle twoim oczom ukazuję się coś wspaniałego, widzisz piękny widok, coś niebywałego, nowe spojrzenie na świat całkiem z innej perspektywy.Udało Ci się! Wreszcie podbiłeś górę "Marzenie". Masz tę satysfakcję! Spełniłeś swoje marzenie.
Bardziej doceniamy to co zdobyliśmy, gdy jest było trudniej.Ból, łzy, pot czy też Grzmoty od burzy, przewracania przez wiatr czy uderzenia nogą o kamień dzięki temu wszystkiemu stajemy się silniejsi i odporniejsi na los jaki nas spotyka.
czwartek, 2 czerwca 2016
Inny, obcy, niepełnosprawny
Gdy idę ulicą, robię zakupy, pojawiam się w miejscach publicznych, ludzie patrzą się na mnie jak na kogoś z innej planety.

Kolejną grupą są niektórzy nastolatkowie, którzy coś szepczą do ucha przyjaciela/kolegi na mój temat, wyśmiewając i wytykając palcem, myślą że skoro źle chodzę i mam problem z ręką to jestem upośledzony umysłowo i nie widzę tego co robią. Nie każda osobą chora jest upośledzona! Od tych młodych ludzi czuć zniesmaczeni tym, że ktoś taki jak ja, mógł pojawić się w miejscu publicznym. Nie wiem czy osoby z problemem powinny zamknąć się w domu, zasłonić rolety, ukryć się pod kocem i tam siedzieć całe życie? To najgorszy sposób na to, aby móc przeżyć własne życie, w odizolowaniu i z problemem, który się będzie nasilał aż doprowadzi do wybuchu w rezultacie do tragedii.
Na niektórych twarzach osób starszych widać współczucie, które zmieszane jest z bólem. Uważają oni, że w moim życiu pewnie nic się nie udało i nie uda, w końcu jestem inny niż wszyscy wokoło,osoby starsze uważają że powinno mnie się otoczyć specjalną troską, bo jestem niepełnosprawny, powinienem leżeć w łóżku przykryty pierzyną i oglądać telewizję popijając herbatę, bo przecież może mi się coś przytrafić, mogę źle stanąć i "złamać nogę" czy też wybić "sobie zęby" przewracając się, jeśli jednak złamię sobie "nogę" czy "wybiję zęby" to trudno, nie można całe życie bać się wyjść na zewnątrz, osoby chore też chcą żyć i funkcjonować w społeczeństwie jako ktoś normalny, nie ukrywam bywa to bardzo stresujące, gdy idę ulicą a na mnie patrzy się z tuzin spojrzeń które wyrażają więcej niż słowa.
Te trzy grupy nie wiedzą jednak, że wywalczyłem sobie nową perspektywę na przyszłość przez ciężki trud jaki wkładam w ćwiczenia które poprawiają moją sprawność. Odnalazłem również nową pasję jaką jest fotografowanie czy też zacząłem dostrzegać małe (wielkie) "cuda" dnia codziennego, którymi nie mógł bym się dziś cieszyć, gdybym kiedyś odpuścił. Zawsze należy walczyć, nigdy nie odpuszczać.
Nigdy nie wolno wyśmiewać osobę niepełnosprawną, nie znając jej historii, nie wiedząc przez co przeszła! Każdy z Was jutro może być osobą niepełnosprawną, więc traktuj nas ludzi tak jak sam byś chciał być traktowany na naszym miejscu.
Ostatnią grupą są osoby, które nie zwracają uwagi na to jaki jestem, jak się poruszam, nie współczują mi w nadmiarze i nie wyśmiewają mnie.Ta czwarta grupa wie że nie szata zdobi człowieka ale charakter czy też dobre czyny. Właśnie z tej grupy wybieram sobie znajomych, traktują mnie na równi ze sobą, nie zwracają uwagi na moją chorobę.Traktują mnie jak zdrową osobę, w ich towarzystwie mogę poczuć się potrzebny i akceptowany mimo moich wad, które im nie przeszkadzają. Bardzo szanuję te osoby. Przez dziesięć lat walki z chorobą starałem się poznawać nowych ludzi. Chciałbym podziękować przyjaciołom, którzy są ze mną mimo wielu moich wad oraz tym, którzy odwrócili się przy pierwszej lepszej okazji, każdy w moim życiu odgrywa lub odegrał ważną rolę i każdy wniósł coś pozytywnego lub wartego przemyślenia.
Czwartej grupie dziękuję za to że nie patrzą się na mnie i innych niepełnosprawnych jak na kogoś innego i dziwnego, podejdą i porozmawiają zawiążą nowe kontakty i traktują nas na równi ze sobą jak i za dobrą energię jaką nam przekazujecie.
Nowy wpis już we wtorek
Zapraszam na Instagram
https://www.instagram.com/vvpiotrvv/
wtorek, 31 maja 2016
Jak nauczyłem się pisać lewą ręką?
Przed chorobą byłem praworęczny, jednak jednym z wielu skutków choroby był paraliż mojej ręki w efekcie czego, byłem zmuszony nauczyć się pisać lewą ręką, jak i wykonywanie wszystkich czynności które były niezbędne do dalszego funkcjonowania np. jedzenie
Miałem dwa wyjścia, albo zacznę usprawniać lewą rękę, bo prawa nie wróci już do stanu przed chorobą, albo nigdy już nie będę pisał samodzielnie i będę miał problemy w życiu codziennym. Na samym początku myślałem że jest czymś nie wykonalnym nauczenie się pisania lewą ręką, gdy przez 8 lat swojego życia byłem prawo ręczny, z wielkim trudem przychodziło mi pisanie lewą ręką. Na samym początku zacząłem od rysowania szlaczków, serduszka, kwadraciki, koła i tak w kółko, ile razy mi się już tym "odbijało". Długie godzinny nauki nie poszły na marne, po kilku miesiącach były już pierwsze rezultaty,umiałem napisać cały alfabet w niedługim później czasie nauczyłem składać słowa i pisać zdania. Została kwestia szybkiego pisania, to że umiałem napisać zdanie "Ala ma kota, a kot ma Alę" wcale nie było wyczynem, natomiast wyczynem jak dla mnie było napisanie tego zdania w ciągu pięciu sekund, a nie w ciągu pięciu minut, toteż skutkowało tym, że nie mogłem wrócić do swojej klasy, ponieważ nie nadążałbym pisać. Miałem indywidualne nauczanie w domu, gdzie trenowałem szybkie pisanie oraz poznawałem świat nauki. Po roku starań udało się płynnie i w miarę szybko pisać. Wreszcie mogłem wrócić do klasy, gdzie zostałem bardzo ciepło przyjęty.
Jeśli czegoś naprawdę mocno chcesz i dążysz do zrealizowania swojego celu, wiedz że na pewno po jakimś czasie Ci się uda, może to zająć miesiąc lub rok, ale w końcu się opłaci,trzeba być cierpliwym oraz wierzyć w swoje możliwości. Musisz być zaparty, nie poddać się, nie zwątpić w swoje marzenie i nie czekać na cud, to zależy tylko od ciebie czy będziesz walczył czy się poddasz. Gdy podejmiesz walkę w końcu nastąpią dobre czasy, zawsze po nocy następuje dzień. Kiedyś powiesz sobie że było warto przejść przez ten trud, żeby teraz posiadać jakieś korzyści. Jak dla mnie każdy ma wybór odpuścić lub walczyć do końca o swoje marzenia.
Kolejny post już w Czwartek
Instagram https://www.instagram.com/vvpiotrvv/
Miałem dwa wyjścia, albo zacznę usprawniać lewą rękę, bo prawa nie wróci już do stanu przed chorobą, albo nigdy już nie będę pisał samodzielnie i będę miał problemy w życiu codziennym. Na samym początku myślałem że jest czymś nie wykonalnym nauczenie się pisania lewą ręką, gdy przez 8 lat swojego życia byłem prawo ręczny, z wielkim trudem przychodziło mi pisanie lewą ręką. Na samym początku zacząłem od rysowania szlaczków, serduszka, kwadraciki, koła i tak w kółko, ile razy mi się już tym "odbijało". Długie godzinny nauki nie poszły na marne, po kilku miesiącach były już pierwsze rezultaty,umiałem napisać cały alfabet w niedługim później czasie nauczyłem składać słowa i pisać zdania. Została kwestia szybkiego pisania, to że umiałem napisać zdanie "Ala ma kota, a kot ma Alę" wcale nie było wyczynem, natomiast wyczynem jak dla mnie było napisanie tego zdania w ciągu pięciu sekund, a nie w ciągu pięciu minut, toteż skutkowało tym, że nie mogłem wrócić do swojej klasy, ponieważ nie nadążałbym pisać. Miałem indywidualne nauczanie w domu, gdzie trenowałem szybkie pisanie oraz poznawałem świat nauki. Po roku starań udało się płynnie i w miarę szybko pisać. Wreszcie mogłem wrócić do klasy, gdzie zostałem bardzo ciepło przyjęty.
Jeśli czegoś naprawdę mocno chcesz i dążysz do zrealizowania swojego celu, wiedz że na pewno po jakimś czasie Ci się uda, może to zająć miesiąc lub rok, ale w końcu się opłaci,trzeba być cierpliwym oraz wierzyć w swoje możliwości. Musisz być zaparty, nie poddać się, nie zwątpić w swoje marzenie i nie czekać na cud, to zależy tylko od ciebie czy będziesz walczył czy się poddasz. Gdy podejmiesz walkę w końcu nastąpią dobre czasy, zawsze po nocy następuje dzień. Kiedyś powiesz sobie że było warto przejść przez ten trud, żeby teraz posiadać jakieś korzyści. Jak dla mnie każdy ma wybór odpuścić lub walczyć do końca o swoje marzenia.
Kolejny post już w Czwartek
Instagram https://www.instagram.com/vvpiotrvv/
piątek, 27 maja 2016
Mały krok dla ludzkości, wielki dla mnie!
Po wyjściu ze szpitala, nie chodziłem, miałem ogromny problem z ręką, nie chciało mi się żyć ze świadomością, że coś tak cennego jak zdrowie zostało mi odebrane od tak. W wieku ośmiu lat rówieśnicy, bawili się na placu zabaw, zza okna było słychać krzyki i piski, ja siedziałem tylko w domu z kotem, którego dostałem tuż po incydencie z chorobą. Rozmawiałem z nim jak z kolegą, wydawać mogłoby się że tylko on mnie rozumie. Pierwsze pół roku było koszmarne, tylko dom, lekcje indywidualne w domu, odwiedziny w domu, rehabilitacja w domu. Wszystko się tam odbywało, ponieważ byłem wciąż zbyt słaby by móc wyjść na zewnątrz.Życie w czterech ścianach,bez sensu.
Pewnego razu postanowiłem że wezmę się za siebie, nie poddam się, nie tak łatwo, znajdę w sobie siłę do dalszego działania ! Kolejny raz ktoś mi dał kopa w **** (w pozytywnym znaczeniu) . Byli to moi koledzy i koleżanki . Przychodzili w odwiedziny, świetnie się bawiliśmy, oni dodawali mi tyle wsparcia otuchy "wiatru w skrzydła". Kolejnego dnia rano po tego typu odwiedzinach zdarzyło się coś niebywałego!
Kiedy się obudziłem, mama robiła śniadanie postanowiłem że spróbuje czegoś co do tej pory mi nie wychodziło, wstania z łóżka samemu, bez niczyjej pomocy tylko ja i podłoga. Wiesz co się stało drogi czytelniku ? Upadłem, próbowałem przez kilka miesięcy bezskutecznie. Po tych miesiącach byłem cały w siniakach.Rodzice prosili mnie, abym nie próbował wstawać sam, bo mogłem się połamać i mogło to się źle skończyć. Jak zwykle ich nie posłuchałem. Powiedziałem sobie że spróbuję ostatni raz.Znów nadszedł poranek, obudziłem się.Mama,znów robiła śniadanie. Miałem cel, który musiałem zrealizować. Usiadłem na łóżku,spuściłem nogi i... równocześnie,kiedy wstałem z łóżka mama weszła do pokoju, upadła, tym razem ona! Zobaczyła mnie stojącego
. Zaczęła się cieszyć a zarazem płakać.
Ciężka praca popłaca, zawsze są z niej owoce.Samozaparcie,bunt, liczne próby to dzięki temu dziś chodzę, co prawda nigdy moje kończyny nie będą sprawne w 100% no ale należy cieszyć się z tego co uzyskałem do tej pory. Rehabilitacja stacjonarna,liczne turnusy rehabilitacyjne ,operacja, i masę innych koszmarnych rzeczy przez które musiałem przejść lub przechodzę do dnia dzisiejszego wykreowało nowego mnie.Silniejszego, patrzącego z innej perspektywy na świat. Dziś wiem ,że gdyby nie moi rodzice którzy mnie wspierają i szukają różnego typu terapii, nie byłbym tym kim jestem teraz.Pozyskują oni środki na moją rehabilitacje która jest bardzo kosztowna, szukają dobrych turnusów rehabilitacyjnych,ortez itp. Bardzo im jestem za to wdzięczny.
Kolejny wpis już we wtorek!
Instagram vvpiotrvv
środa, 25 maja 2016
Strach ma wielkie oczy, szpital!
Witaj, jeśli nie widziałeś poprzedniego postu,zapraszam do zapoznania się z nim.
Nie wiedziałem gdzie jestem i co się ze mną stało, nie mogłem mówić chodzić ani siedzieć, mogłem jedynie leżeć.Istny koszmar z najstraszniejszego horroru ! Gdy obróciłem głowę zobaczyłem pielęgniarkę podpinającą kroplówkę do mojej żyły . Strach się nasilał z, każdą minutą. Nie wiedziałem co się stało i czy spotkam jeszcze swoich bliskich... Nagle drzwi otwarły się i zobaczyłem mamę, całą szczęśliwą że wróciłem do świata żywych, rzuciła się i uściskała mnie! Miałem tyle pytań do niej, ona do mnie pewnie też. Byłem bardzo słaby fizycznie jak i psychicznie Strach zmalał, gdy zobaczyłem Mamę.
Najgorsze było karmienie przez sondę ! Gdy sobie to przypomnę aż mam ciarki, ale jakoś trzeba było jeść.Dzień pierwszy w szpitalu był okropny, bardzo się dłużył, mogłem tylko patrzyć w sufit lub na ściany zapełnione bajecznymi ptakami.
Nazajutrz zobaczyłem tatę ! Trzymał On w ręku segregator z karteczkami, kiedyś się takie coś kolekcjonowało, aby później móc wymieniać się z przyjaciółmi . Było świetnie widzieć tatę.Pokazywał mi karteczki które przedstawiały różne zwierzęta, postacie z bajek ,samochody i cała masa innych rzeczy. Przed chorobą miałem pełno segregatorów z karteczkami. Stare dobre czasy. Gdy tata pokazał mi postać z Kubusia Puchatka, mojej najlepszej bajki z dzieciństwa,powiedziałem pierwsze słowo ! A brzmiało ona mniej więcej tak "Tigrys", Odzyskałem głos ! Niesamowite uczucie.
W szpitalu spędziłem 30 dni, dzięki rodzinie która mi kibicowała nauczyłem się mówić,siedzieć, jeść uczyłem się od podstaw,tak jak małe dziecko.Nic nie przyszło mi łatwo, w szpitalu były wzloty i upadki. Jednak kiedy ma się kogoś, kto w ciebie wierzy i jeśli Ty wierzysz w samego siebie możesz pokonać wszystko, możesz odnieść sukces. .W szpitalu poznałem dużo życzliwych osób oraz ich historie. Tych ludzi również skrzywdził los, chodź nie zasłużyli na to.
Po 30 dniach ciężkiej walki i uczenia się wszystkiego od nowa zrozumiałem, jedną rzecz nie można myśleć że zdrowie jest czymś oczywistym, że mamy dwie nogi i dwie ręce że chodzimy i że tak zawsze będzie, trzeba uświadomić sobie jak mało brakuje,aby to wszystko stracić, ja uświadomiłem sobie to w wieku ośmiu lat,kiedy choroba zmieniła mój punkt widzenia na wiele spraw i rzeczy,
Po wyjściu ze szpitala musiałem się nauczyć chodzić i władać ręką ale o tym w następnym poście na tym blogu. Pozdrawiam !!!!
Nie wiedziałem gdzie jestem i co się ze mną stało, nie mogłem mówić chodzić ani siedzieć, mogłem jedynie leżeć.Istny koszmar z najstraszniejszego horroru ! Gdy obróciłem głowę zobaczyłem pielęgniarkę podpinającą kroplówkę do mojej żyły . Strach się nasilał z, każdą minutą. Nie wiedziałem co się stało i czy spotkam jeszcze swoich bliskich... Nagle drzwi otwarły się i zobaczyłem mamę, całą szczęśliwą że wróciłem do świata żywych, rzuciła się i uściskała mnie! Miałem tyle pytań do niej, ona do mnie pewnie też. Byłem bardzo słaby fizycznie jak i psychicznie Strach zmalał, gdy zobaczyłem Mamę.
Najgorsze było karmienie przez sondę ! Gdy sobie to przypomnę aż mam ciarki, ale jakoś trzeba było jeść.Dzień pierwszy w szpitalu był okropny, bardzo się dłużył, mogłem tylko patrzyć w sufit lub na ściany zapełnione bajecznymi ptakami.
Nazajutrz zobaczyłem tatę ! Trzymał On w ręku segregator z karteczkami, kiedyś się takie coś kolekcjonowało, aby później móc wymieniać się z przyjaciółmi . Było świetnie widzieć tatę.Pokazywał mi karteczki które przedstawiały różne zwierzęta, postacie z bajek ,samochody i cała masa innych rzeczy. Przed chorobą miałem pełno segregatorów z karteczkami. Stare dobre czasy. Gdy tata pokazał mi postać z Kubusia Puchatka, mojej najlepszej bajki z dzieciństwa,powiedziałem pierwsze słowo ! A brzmiało ona mniej więcej tak "Tigrys", Odzyskałem głos ! Niesamowite uczucie.
W szpitalu spędziłem 30 dni, dzięki rodzinie która mi kibicowała nauczyłem się mówić,siedzieć, jeść uczyłem się od podstaw,tak jak małe dziecko.Nic nie przyszło mi łatwo, w szpitalu były wzloty i upadki. Jednak kiedy ma się kogoś, kto w ciebie wierzy i jeśli Ty wierzysz w samego siebie możesz pokonać wszystko, możesz odnieść sukces. .W szpitalu poznałem dużo życzliwych osób oraz ich historie. Tych ludzi również skrzywdził los, chodź nie zasłużyli na to.
Po 30 dniach ciężkiej walki i uczenia się wszystkiego od nowa zrozumiałem, jedną rzecz nie można myśleć że zdrowie jest czymś oczywistym, że mamy dwie nogi i dwie ręce że chodzimy i że tak zawsze będzie, trzeba uświadomić sobie jak mało brakuje,aby to wszystko stracić, ja uświadomiłem sobie to w wieku ośmiu lat,kiedy choroba zmieniła mój punkt widzenia na wiele spraw i rzeczy,
Po wyjściu ze szpitala musiałem się nauczyć chodzić i władać ręką ale o tym w następnym poście na tym blogu. Pozdrawiam !!!!
Subskrybuj:
Posty (Atom)