wtorek, 7 czerwca 2016
Marzenie to góra!
W życiu nigdy nie ma łatwo, ciągle jest pod górę jednak gdy osiągniesz swój wymarzony cel, cenisz go bardziej niż cokolwiek innego. Droga, którą musisz pokonać aby zdobyć to do czego dążysz będzie bardzo trudna i długa.Podchodzisz pod górę i zadajesz sobie bardzo ważne pytanie, czy osiągnę szczyt, czy podołam? Czy mi się uda? Czy to ma sens? Nie odpowiesz sobie na to pytanie jeśli wycofasz się zbyt wcześnie, po prostu stchórzysz .Jedni odpuszczają a inni walczą o szczyt góry czyli swoje marzenia.
Życie można porównać do wspinaczki górskiej, całe życie to jedna wielka wspinaczka po mniejszych lub większych górach, musisz ciągle podejmować decyzje.Tym razem ta góra nazywa się "marzenie". Na samym początku będzie Ci bardzo łatwo musisz się przygotować do wyprawy, oraz podejść do podnóża góry.
Gdy będziesz w połowie drogi zobaczysz piękne widoki, nagle zaczynie się burza (czyt.ludzie, którzy chcą cię zniszczyć) Nie dajesz rady, zaczyna padać oraz grzmieć, jesteś wykończony tym zjawiskiem pogodowym, słaby przemoknięty, bezsilny musisz podjąć decyzje, poddać się lub walczyć. Idziesz przed siebie, nie zejdziesz już z obranego szlaku ponieważ szkoda Ci tego wysiłku który musiałeś włożyć w to, aby zajść tak daleko. Będzie ciężej i jeszcze bardziej pod górę! Masz niesprzyjający wiatr, który cię przewraca, spowalnia i powoduje szybką hipotermię twojego ciała, znów masz chwilę załamania, "Dlaczego mnie to spotyka? Chcę osiągnąć swoje marzenie, jednak zawsze są jakieś przeszkody" (czyt.ludzie, których kiedyś nazwałeś przyjaciółmi) Przeszkody te będą Ci kulą u nogi będziesz słyszał podmuchy śmiechu, nienawiści,drwin w tedy należy ubrać się i ogrzać ciepłą herbatą z termosu (czyt. Twoimi prawdziwymi przyjaciółmi) herbata zawsze pomoże, nawet w bardzo wietrzny, zimny dzień. Po herbacie nabierasz sił i podniesiesz się znowu i idziesz, biegniesz, nabierasz rozpędu i potykasz się tuż przed szczytem, tym razem uderzyłeś w kamień (czyt.strach). Musisz na chwilę ochłonąć i opatrzyć nogę.Po opatrzeniu ran (czyt. wysnuciu pozytywnych wniosków) kroczysz dalej nagle twoim oczom ukazuję się coś wspaniałego, widzisz piękny widok, coś niebywałego, nowe spojrzenie na świat całkiem z innej perspektywy.Udało Ci się! Wreszcie podbiłeś górę "Marzenie". Masz tę satysfakcję! Spełniłeś swoje marzenie.
Bardziej doceniamy to co zdobyliśmy, gdy jest było trudniej.Ból, łzy, pot czy też Grzmoty od burzy, przewracania przez wiatr czy uderzenia nogą o kamień dzięki temu wszystkiemu stajemy się silniejsi i odporniejsi na los jaki nas spotyka.
czwartek, 2 czerwca 2016
Inny, obcy, niepełnosprawny
Gdy idę ulicą, robię zakupy, pojawiam się w miejscach publicznych, ludzie patrzą się na mnie jak na kogoś z innej planety.

Kolejną grupą są niektórzy nastolatkowie, którzy coś szepczą do ucha przyjaciela/kolegi na mój temat, wyśmiewając i wytykając palcem, myślą że skoro źle chodzę i mam problem z ręką to jestem upośledzony umysłowo i nie widzę tego co robią. Nie każda osobą chora jest upośledzona! Od tych młodych ludzi czuć zniesmaczeni tym, że ktoś taki jak ja, mógł pojawić się w miejscu publicznym. Nie wiem czy osoby z problemem powinny zamknąć się w domu, zasłonić rolety, ukryć się pod kocem i tam siedzieć całe życie? To najgorszy sposób na to, aby móc przeżyć własne życie, w odizolowaniu i z problemem, który się będzie nasilał aż doprowadzi do wybuchu w rezultacie do tragedii.
Na niektórych twarzach osób starszych widać współczucie, które zmieszane jest z bólem. Uważają oni, że w moim życiu pewnie nic się nie udało i nie uda, w końcu jestem inny niż wszyscy wokoło,osoby starsze uważają że powinno mnie się otoczyć specjalną troską, bo jestem niepełnosprawny, powinienem leżeć w łóżku przykryty pierzyną i oglądać telewizję popijając herbatę, bo przecież może mi się coś przytrafić, mogę źle stanąć i "złamać nogę" czy też wybić "sobie zęby" przewracając się, jeśli jednak złamię sobie "nogę" czy "wybiję zęby" to trudno, nie można całe życie bać się wyjść na zewnątrz, osoby chore też chcą żyć i funkcjonować w społeczeństwie jako ktoś normalny, nie ukrywam bywa to bardzo stresujące, gdy idę ulicą a na mnie patrzy się z tuzin spojrzeń które wyrażają więcej niż słowa.
Te trzy grupy nie wiedzą jednak, że wywalczyłem sobie nową perspektywę na przyszłość przez ciężki trud jaki wkładam w ćwiczenia które poprawiają moją sprawność. Odnalazłem również nową pasję jaką jest fotografowanie czy też zacząłem dostrzegać małe (wielkie) "cuda" dnia codziennego, którymi nie mógł bym się dziś cieszyć, gdybym kiedyś odpuścił. Zawsze należy walczyć, nigdy nie odpuszczać.
Nigdy nie wolno wyśmiewać osobę niepełnosprawną, nie znając jej historii, nie wiedząc przez co przeszła! Każdy z Was jutro może być osobą niepełnosprawną, więc traktuj nas ludzi tak jak sam byś chciał być traktowany na naszym miejscu.
Ostatnią grupą są osoby, które nie zwracają uwagi na to jaki jestem, jak się poruszam, nie współczują mi w nadmiarze i nie wyśmiewają mnie.Ta czwarta grupa wie że nie szata zdobi człowieka ale charakter czy też dobre czyny. Właśnie z tej grupy wybieram sobie znajomych, traktują mnie na równi ze sobą, nie zwracają uwagi na moją chorobę.Traktują mnie jak zdrową osobę, w ich towarzystwie mogę poczuć się potrzebny i akceptowany mimo moich wad, które im nie przeszkadzają. Bardzo szanuję te osoby. Przez dziesięć lat walki z chorobą starałem się poznawać nowych ludzi. Chciałbym podziękować przyjaciołom, którzy są ze mną mimo wielu moich wad oraz tym, którzy odwrócili się przy pierwszej lepszej okazji, każdy w moim życiu odgrywa lub odegrał ważną rolę i każdy wniósł coś pozytywnego lub wartego przemyślenia.
Czwartej grupie dziękuję za to że nie patrzą się na mnie i innych niepełnosprawnych jak na kogoś innego i dziwnego, podejdą i porozmawiają zawiążą nowe kontakty i traktują nas na równi ze sobą jak i za dobrą energię jaką nam przekazujecie.
Nowy wpis już we wtorek
Zapraszam na Instagram
https://www.instagram.com/vvpiotrvv/
wtorek, 31 maja 2016
Jak nauczyłem się pisać lewą ręką?
Przed chorobą byłem praworęczny, jednak jednym z wielu skutków choroby był paraliż mojej ręki w efekcie czego, byłem zmuszony nauczyć się pisać lewą ręką, jak i wykonywanie wszystkich czynności które były niezbędne do dalszego funkcjonowania np. jedzenie
Miałem dwa wyjścia, albo zacznę usprawniać lewą rękę, bo prawa nie wróci już do stanu przed chorobą, albo nigdy już nie będę pisał samodzielnie i będę miał problemy w życiu codziennym. Na samym początku myślałem że jest czymś nie wykonalnym nauczenie się pisania lewą ręką, gdy przez 8 lat swojego życia byłem prawo ręczny, z wielkim trudem przychodziło mi pisanie lewą ręką. Na samym początku zacząłem od rysowania szlaczków, serduszka, kwadraciki, koła i tak w kółko, ile razy mi się już tym "odbijało". Długie godzinny nauki nie poszły na marne, po kilku miesiącach były już pierwsze rezultaty,umiałem napisać cały alfabet w niedługim później czasie nauczyłem składać słowa i pisać zdania. Została kwestia szybkiego pisania, to że umiałem napisać zdanie "Ala ma kota, a kot ma Alę" wcale nie było wyczynem, natomiast wyczynem jak dla mnie było napisanie tego zdania w ciągu pięciu sekund, a nie w ciągu pięciu minut, toteż skutkowało tym, że nie mogłem wrócić do swojej klasy, ponieważ nie nadążałbym pisać. Miałem indywidualne nauczanie w domu, gdzie trenowałem szybkie pisanie oraz poznawałem świat nauki. Po roku starań udało się płynnie i w miarę szybko pisać. Wreszcie mogłem wrócić do klasy, gdzie zostałem bardzo ciepło przyjęty.
Jeśli czegoś naprawdę mocno chcesz i dążysz do zrealizowania swojego celu, wiedz że na pewno po jakimś czasie Ci się uda, może to zająć miesiąc lub rok, ale w końcu się opłaci,trzeba być cierpliwym oraz wierzyć w swoje możliwości. Musisz być zaparty, nie poddać się, nie zwątpić w swoje marzenie i nie czekać na cud, to zależy tylko od ciebie czy będziesz walczył czy się poddasz. Gdy podejmiesz walkę w końcu nastąpią dobre czasy, zawsze po nocy następuje dzień. Kiedyś powiesz sobie że było warto przejść przez ten trud, żeby teraz posiadać jakieś korzyści. Jak dla mnie każdy ma wybór odpuścić lub walczyć do końca o swoje marzenia.
Kolejny post już w Czwartek
Instagram https://www.instagram.com/vvpiotrvv/
Miałem dwa wyjścia, albo zacznę usprawniać lewą rękę, bo prawa nie wróci już do stanu przed chorobą, albo nigdy już nie będę pisał samodzielnie i będę miał problemy w życiu codziennym. Na samym początku myślałem że jest czymś nie wykonalnym nauczenie się pisania lewą ręką, gdy przez 8 lat swojego życia byłem prawo ręczny, z wielkim trudem przychodziło mi pisanie lewą ręką. Na samym początku zacząłem od rysowania szlaczków, serduszka, kwadraciki, koła i tak w kółko, ile razy mi się już tym "odbijało". Długie godzinny nauki nie poszły na marne, po kilku miesiącach były już pierwsze rezultaty,umiałem napisać cały alfabet w niedługim później czasie nauczyłem składać słowa i pisać zdania. Została kwestia szybkiego pisania, to że umiałem napisać zdanie "Ala ma kota, a kot ma Alę" wcale nie było wyczynem, natomiast wyczynem jak dla mnie było napisanie tego zdania w ciągu pięciu sekund, a nie w ciągu pięciu minut, toteż skutkowało tym, że nie mogłem wrócić do swojej klasy, ponieważ nie nadążałbym pisać. Miałem indywidualne nauczanie w domu, gdzie trenowałem szybkie pisanie oraz poznawałem świat nauki. Po roku starań udało się płynnie i w miarę szybko pisać. Wreszcie mogłem wrócić do klasy, gdzie zostałem bardzo ciepło przyjęty.
Jeśli czegoś naprawdę mocno chcesz i dążysz do zrealizowania swojego celu, wiedz że na pewno po jakimś czasie Ci się uda, może to zająć miesiąc lub rok, ale w końcu się opłaci,trzeba być cierpliwym oraz wierzyć w swoje możliwości. Musisz być zaparty, nie poddać się, nie zwątpić w swoje marzenie i nie czekać na cud, to zależy tylko od ciebie czy będziesz walczył czy się poddasz. Gdy podejmiesz walkę w końcu nastąpią dobre czasy, zawsze po nocy następuje dzień. Kiedyś powiesz sobie że było warto przejść przez ten trud, żeby teraz posiadać jakieś korzyści. Jak dla mnie każdy ma wybór odpuścić lub walczyć do końca o swoje marzenia.
Kolejny post już w Czwartek
Instagram https://www.instagram.com/vvpiotrvv/
piątek, 27 maja 2016
Mały krok dla ludzkości, wielki dla mnie!
Po wyjściu ze szpitala, nie chodziłem, miałem ogromny problem z ręką, nie chciało mi się żyć ze świadomością, że coś tak cennego jak zdrowie zostało mi odebrane od tak. W wieku ośmiu lat rówieśnicy, bawili się na placu zabaw, zza okna było słychać krzyki i piski, ja siedziałem tylko w domu z kotem, którego dostałem tuż po incydencie z chorobą. Rozmawiałem z nim jak z kolegą, wydawać mogłoby się że tylko on mnie rozumie. Pierwsze pół roku było koszmarne, tylko dom, lekcje indywidualne w domu, odwiedziny w domu, rehabilitacja w domu. Wszystko się tam odbywało, ponieważ byłem wciąż zbyt słaby by móc wyjść na zewnątrz.Życie w czterech ścianach,bez sensu.
Pewnego razu postanowiłem że wezmę się za siebie, nie poddam się, nie tak łatwo, znajdę w sobie siłę do dalszego działania ! Kolejny raz ktoś mi dał kopa w **** (w pozytywnym znaczeniu) . Byli to moi koledzy i koleżanki . Przychodzili w odwiedziny, świetnie się bawiliśmy, oni dodawali mi tyle wsparcia otuchy "wiatru w skrzydła". Kolejnego dnia rano po tego typu odwiedzinach zdarzyło się coś niebywałego!
Kiedy się obudziłem, mama robiła śniadanie postanowiłem że spróbuje czegoś co do tej pory mi nie wychodziło, wstania z łóżka samemu, bez niczyjej pomocy tylko ja i podłoga. Wiesz co się stało drogi czytelniku ? Upadłem, próbowałem przez kilka miesięcy bezskutecznie. Po tych miesiącach byłem cały w siniakach.Rodzice prosili mnie, abym nie próbował wstawać sam, bo mogłem się połamać i mogło to się źle skończyć. Jak zwykle ich nie posłuchałem. Powiedziałem sobie że spróbuję ostatni raz.Znów nadszedł poranek, obudziłem się.Mama,znów robiła śniadanie. Miałem cel, który musiałem zrealizować. Usiadłem na łóżku,spuściłem nogi i... równocześnie,kiedy wstałem z łóżka mama weszła do pokoju, upadła, tym razem ona! Zobaczyła mnie stojącego
. Zaczęła się cieszyć a zarazem płakać.
Ciężka praca popłaca, zawsze są z niej owoce.Samozaparcie,bunt, liczne próby to dzięki temu dziś chodzę, co prawda nigdy moje kończyny nie będą sprawne w 100% no ale należy cieszyć się z tego co uzyskałem do tej pory. Rehabilitacja stacjonarna,liczne turnusy rehabilitacyjne ,operacja, i masę innych koszmarnych rzeczy przez które musiałem przejść lub przechodzę do dnia dzisiejszego wykreowało nowego mnie.Silniejszego, patrzącego z innej perspektywy na świat. Dziś wiem ,że gdyby nie moi rodzice którzy mnie wspierają i szukają różnego typu terapii, nie byłbym tym kim jestem teraz.Pozyskują oni środki na moją rehabilitacje która jest bardzo kosztowna, szukają dobrych turnusów rehabilitacyjnych,ortez itp. Bardzo im jestem za to wdzięczny.
Kolejny wpis już we wtorek!
Instagram vvpiotrvv
środa, 25 maja 2016
Strach ma wielkie oczy, szpital!
Witaj, jeśli nie widziałeś poprzedniego postu,zapraszam do zapoznania się z nim.
Nie wiedziałem gdzie jestem i co się ze mną stało, nie mogłem mówić chodzić ani siedzieć, mogłem jedynie leżeć.Istny koszmar z najstraszniejszego horroru ! Gdy obróciłem głowę zobaczyłem pielęgniarkę podpinającą kroplówkę do mojej żyły . Strach się nasilał z, każdą minutą. Nie wiedziałem co się stało i czy spotkam jeszcze swoich bliskich... Nagle drzwi otwarły się i zobaczyłem mamę, całą szczęśliwą że wróciłem do świata żywych, rzuciła się i uściskała mnie! Miałem tyle pytań do niej, ona do mnie pewnie też. Byłem bardzo słaby fizycznie jak i psychicznie Strach zmalał, gdy zobaczyłem Mamę.
Najgorsze było karmienie przez sondę ! Gdy sobie to przypomnę aż mam ciarki, ale jakoś trzeba było jeść.Dzień pierwszy w szpitalu był okropny, bardzo się dłużył, mogłem tylko patrzyć w sufit lub na ściany zapełnione bajecznymi ptakami.
Nazajutrz zobaczyłem tatę ! Trzymał On w ręku segregator z karteczkami, kiedyś się takie coś kolekcjonowało, aby później móc wymieniać się z przyjaciółmi . Było świetnie widzieć tatę.Pokazywał mi karteczki które przedstawiały różne zwierzęta, postacie z bajek ,samochody i cała masa innych rzeczy. Przed chorobą miałem pełno segregatorów z karteczkami. Stare dobre czasy. Gdy tata pokazał mi postać z Kubusia Puchatka, mojej najlepszej bajki z dzieciństwa,powiedziałem pierwsze słowo ! A brzmiało ona mniej więcej tak "Tigrys", Odzyskałem głos ! Niesamowite uczucie.
W szpitalu spędziłem 30 dni, dzięki rodzinie która mi kibicowała nauczyłem się mówić,siedzieć, jeść uczyłem się od podstaw,tak jak małe dziecko.Nic nie przyszło mi łatwo, w szpitalu były wzloty i upadki. Jednak kiedy ma się kogoś, kto w ciebie wierzy i jeśli Ty wierzysz w samego siebie możesz pokonać wszystko, możesz odnieść sukces. .W szpitalu poznałem dużo życzliwych osób oraz ich historie. Tych ludzi również skrzywdził los, chodź nie zasłużyli na to.
Po 30 dniach ciężkiej walki i uczenia się wszystkiego od nowa zrozumiałem, jedną rzecz nie można myśleć że zdrowie jest czymś oczywistym, że mamy dwie nogi i dwie ręce że chodzimy i że tak zawsze będzie, trzeba uświadomić sobie jak mało brakuje,aby to wszystko stracić, ja uświadomiłem sobie to w wieku ośmiu lat,kiedy choroba zmieniła mój punkt widzenia na wiele spraw i rzeczy,
Po wyjściu ze szpitala musiałem się nauczyć chodzić i władać ręką ale o tym w następnym poście na tym blogu. Pozdrawiam !!!!
Nie wiedziałem gdzie jestem i co się ze mną stało, nie mogłem mówić chodzić ani siedzieć, mogłem jedynie leżeć.Istny koszmar z najstraszniejszego horroru ! Gdy obróciłem głowę zobaczyłem pielęgniarkę podpinającą kroplówkę do mojej żyły . Strach się nasilał z, każdą minutą. Nie wiedziałem co się stało i czy spotkam jeszcze swoich bliskich... Nagle drzwi otwarły się i zobaczyłem mamę, całą szczęśliwą że wróciłem do świata żywych, rzuciła się i uściskała mnie! Miałem tyle pytań do niej, ona do mnie pewnie też. Byłem bardzo słaby fizycznie jak i psychicznie Strach zmalał, gdy zobaczyłem Mamę.
Najgorsze było karmienie przez sondę ! Gdy sobie to przypomnę aż mam ciarki, ale jakoś trzeba było jeść.Dzień pierwszy w szpitalu był okropny, bardzo się dłużył, mogłem tylko patrzyć w sufit lub na ściany zapełnione bajecznymi ptakami.
Nazajutrz zobaczyłem tatę ! Trzymał On w ręku segregator z karteczkami, kiedyś się takie coś kolekcjonowało, aby później móc wymieniać się z przyjaciółmi . Było świetnie widzieć tatę.Pokazywał mi karteczki które przedstawiały różne zwierzęta, postacie z bajek ,samochody i cała masa innych rzeczy. Przed chorobą miałem pełno segregatorów z karteczkami. Stare dobre czasy. Gdy tata pokazał mi postać z Kubusia Puchatka, mojej najlepszej bajki z dzieciństwa,powiedziałem pierwsze słowo ! A brzmiało ona mniej więcej tak "Tigrys", Odzyskałem głos ! Niesamowite uczucie.
W szpitalu spędziłem 30 dni, dzięki rodzinie która mi kibicowała nauczyłem się mówić,siedzieć, jeść uczyłem się od podstaw,tak jak małe dziecko.Nic nie przyszło mi łatwo, w szpitalu były wzloty i upadki. Jednak kiedy ma się kogoś, kto w ciebie wierzy i jeśli Ty wierzysz w samego siebie możesz pokonać wszystko, możesz odnieść sukces. .W szpitalu poznałem dużo życzliwych osób oraz ich historie. Tych ludzi również skrzywdził los, chodź nie zasłużyli na to.
Po 30 dniach ciężkiej walki i uczenia się wszystkiego od nowa zrozumiałem, jedną rzecz nie można myśleć że zdrowie jest czymś oczywistym, że mamy dwie nogi i dwie ręce że chodzimy i że tak zawsze będzie, trzeba uświadomić sobie jak mało brakuje,aby to wszystko stracić, ja uświadomiłem sobie to w wieku ośmiu lat,kiedy choroba zmieniła mój punkt widzenia na wiele spraw i rzeczy,
Po wyjściu ze szpitala musiałem się nauczyć chodzić i władać ręką ale o tym w następnym poście na tym blogu. Pozdrawiam !!!!
wtorek, 24 maja 2016
Początki choroby. Jak to się zaczeło?
Witaj ! Miło mi że wpadłeś na mojego bloga! Jestem Piotr a oto moja historia.
Opowiem Ci historię która wydarzyła się w moim życiu. Kiedy miałem osiem lat, zachorowałem na bardzo rzadką chorobę, która nazywa się "Opryszczkowe zapalenie mózgu" Szacowana liczba zachorowań wynosi ok. 1 do 500 000. Miałem "zaszczyt" przywitać się z tą chorobą. Dotknęła mnie, jak i cała moją rodzinę w październiku 2006 roku. Do tej pory nie doceniałem tego co miałem, tego że mogłem biegać, skakać,chodzić, wydawało się to dla mnie oczywistą sprawą , że to mi się należy ,że zawsze będzie ! Jednak się myliłem.
Dzień zaczynał się normalnie. Wstałem, umyłem zęby, zjadłem śniadanie ubrałem się i wyszedłem do szkoły. Pierwszą lekcje zaczynało wychowanie fizyczne. Uwielbiałem ten przedmiot! Biegi, grę w zbijaka, ćwiczenia i masę innych rzeczy,które tam się robiło.Dziś zostały tylko wspomnienia, które są bezcenne i wieczne.
Później nadszedł czas na matematykę! nienawidzę tego przedmiotu do dnia dzisiejszego...Głowa zaczęła mnie boleć, myślałem że z liczenia.Powiedziałem pani że mi niedobrze i że się źle czuję. Ona posadziła mnie koło okna i kazała mi oddychać świeżym powietrzem. Tak też zrobiłem, jednak nic nie pomagało. Z lekcji na lekcje ból nasilał się, głowa pękała. Wreszcie koniec szkoły na dziś! Gdy wracałem do domu o niczym tak nie marzyłem, jak o śnie. Ponoć sen ma nam pomóc zregenerować siły. Dotarłem do domu. Nie miałem siły kompletnie na nic. Tata spytał co mi dolega ? Odpowiedziałem że muszę się położyć ponieważ się okropnie czuję. Przespałem cały dzień. Rodzice zaczęli się niepokoić.W piątek rano tata zabrał mnie do lekarza, byłem słaby jak mucha!Poczułem, że coś zrobiło mi się w ustach, powiedziałem co się dzieje.Lekarka dała mi leki,i maść na aftę (ona uratowała mi życie) wróciliśmy do domu, znów położyłem się do łóżka i znów przespałem całe popołudnie,nie chciałem jeść, pić, chciałem po prostu żeby ból głowy ustąpił.
Wieczór postanowiłem iść do toalety, mama zaprowadziła mnie, ponieważ widziała że noga odmawia mi posłuszeństwa.Nie byłem w stanie powiedzieć, ani słowa, że jestem wdzięczny i że bardzo ją kocha. Straszne uczucie! Wróciłem do łóżka i więcej nic już nie pamiętam.
Z opowiadań rodziców. Godziny mijały. Mama postanowiła zadzwonić na pogotowie, jednak tam została spławiona i powiedziano jej, że to tylko zwykła grypa. Ja się pytam co za lekarz wystawia diagnozę przez telefon !? Mama zauważyła że pod blokiem stoi karetka, powiedziała tacie żeby poszedł na dół i pogadał z lekarzem . Tata Zszedł na parking jednak w karetce nikogo nie było, czekał tam długie minuty, a każda sekunda się liczyła. Zobaczył lekarza wychodzącego ze sklepu z bułką w ręku. Prosił go o to, aby spojrzał na mnie, i pomógł mi oraz doradził co robić dalej, on odmówił pomocy. Tata wrócił do domu. Znów zadzwonili na pogotowie tym razem z sukcesem. Okazało się, że na wezwanie odpowiedział ten sam lekarz, który odmówił pomocy. Wzięli mnie na noszę. Już byłem w karetce kiedy na moment odzyskałem świadomość i widziałem płaczącą mamę. Za chwilę usłyszałem: "Gdzie pani do tej pory była ?". Po tych słowach zapadłem w 2 dniową śpiączkę, ocknąłem się w szpitalu. Na ścianach zobaczyłem ptaki, pomyślałem sobie, czy ja jestem w niebie?
Dalszy ciąg już niebawem. Pozdrawiam.
Opowiem Ci historię która wydarzyła się w moim życiu. Kiedy miałem osiem lat, zachorowałem na bardzo rzadką chorobę, która nazywa się "Opryszczkowe zapalenie mózgu" Szacowana liczba zachorowań wynosi ok. 1 do 500 000. Miałem "zaszczyt" przywitać się z tą chorobą. Dotknęła mnie, jak i cała moją rodzinę w październiku 2006 roku. Do tej pory nie doceniałem tego co miałem, tego że mogłem biegać, skakać,chodzić, wydawało się to dla mnie oczywistą sprawą , że to mi się należy ,że zawsze będzie ! Jednak się myliłem.
Dzień zaczynał się normalnie. Wstałem, umyłem zęby, zjadłem śniadanie ubrałem się i wyszedłem do szkoły. Pierwszą lekcje zaczynało wychowanie fizyczne. Uwielbiałem ten przedmiot! Biegi, grę w zbijaka, ćwiczenia i masę innych rzeczy,które tam się robiło.Dziś zostały tylko wspomnienia, które są bezcenne i wieczne.
Później nadszedł czas na matematykę! nienawidzę tego przedmiotu do dnia dzisiejszego...Głowa zaczęła mnie boleć, myślałem że z liczenia.Powiedziałem pani że mi niedobrze i że się źle czuję. Ona posadziła mnie koło okna i kazała mi oddychać świeżym powietrzem. Tak też zrobiłem, jednak nic nie pomagało. Z lekcji na lekcje ból nasilał się, głowa pękała. Wreszcie koniec szkoły na dziś! Gdy wracałem do domu o niczym tak nie marzyłem, jak o śnie. Ponoć sen ma nam pomóc zregenerować siły. Dotarłem do domu. Nie miałem siły kompletnie na nic. Tata spytał co mi dolega ? Odpowiedziałem że muszę się położyć ponieważ się okropnie czuję. Przespałem cały dzień. Rodzice zaczęli się niepokoić.W piątek rano tata zabrał mnie do lekarza, byłem słaby jak mucha!Poczułem, że coś zrobiło mi się w ustach, powiedziałem co się dzieje.Lekarka dała mi leki,i maść na aftę (ona uratowała mi życie) wróciliśmy do domu, znów położyłem się do łóżka i znów przespałem całe popołudnie,nie chciałem jeść, pić, chciałem po prostu żeby ból głowy ustąpił.
Wieczór postanowiłem iść do toalety, mama zaprowadziła mnie, ponieważ widziała że noga odmawia mi posłuszeństwa.Nie byłem w stanie powiedzieć, ani słowa, że jestem wdzięczny i że bardzo ją kocha. Straszne uczucie! Wróciłem do łóżka i więcej nic już nie pamiętam.
Z opowiadań rodziców. Godziny mijały. Mama postanowiła zadzwonić na pogotowie, jednak tam została spławiona i powiedziano jej, że to tylko zwykła grypa. Ja się pytam co za lekarz wystawia diagnozę przez telefon !? Mama zauważyła że pod blokiem stoi karetka, powiedziała tacie żeby poszedł na dół i pogadał z lekarzem . Tata Zszedł na parking jednak w karetce nikogo nie było, czekał tam długie minuty, a każda sekunda się liczyła. Zobaczył lekarza wychodzącego ze sklepu z bułką w ręku. Prosił go o to, aby spojrzał na mnie, i pomógł mi oraz doradził co robić dalej, on odmówił pomocy. Tata wrócił do domu. Znów zadzwonili na pogotowie tym razem z sukcesem. Okazało się, że na wezwanie odpowiedział ten sam lekarz, który odmówił pomocy. Wzięli mnie na noszę. Już byłem w karetce kiedy na moment odzyskałem świadomość i widziałem płaczącą mamę. Za chwilę usłyszałem: "Gdzie pani do tej pory była ?". Po tych słowach zapadłem w 2 dniową śpiączkę, ocknąłem się w szpitalu. Na ścianach zobaczyłem ptaki, pomyślałem sobie, czy ja jestem w niebie?
Dalszy ciąg już niebawem. Pozdrawiam.
Subskrybuj:
Posty (Atom)