sobota, 26 sierpnia 2017

Jak zaczęła się przygoda ze zdjęciami i Instagramem ?




            Już jako małe dziecko fascynowała mnie przyroda i uwiecznianie chwili w swojej głowie. Mruganie oznaczało naciśniecie spustu migawki,  a później zapisywanie tego w głowie. Niestety moje zapisywanie wszystkiego co dzieje się wokół mnie szybko się skończyło. Nastał czas walki z chorobą, ale to już pewnie wiecie z wcześniejszych postów.  Kiedy znów poczułem chęć robienia zdjęć? Kiedy dostałem swój pierwszy telefon z dość dobrym  aparatem. Robiłem zdjęcia wszystkiemu co jest ulotne podobnie jak zdrowie, które opuściło mnie w wieku ośmiu lat. Ptaki, kwiaty,deszcz etc.
         W pierwszej klasie technikum wybrałem się na turnus rehabilitacyjny, gdzie spotkałem osobę, która rozbudziła we mnie tą pasje od nowa. Odkryłem nowe tajniki fotografii, doznałem pewności siebie, aż w końcu pierwszej w historii wystawy fotograficznej mojego autorstwa- niezapomniane przeżycie.  Kiedy turnus się skończył wróciłem do domu i w przeciągu kilku dni natknąłem się na portal społecznościowy Instagram, zarejestrowałem się i zacząłem obserwować profile, które mnie inspirowały. Miały po kilkanaście tysięcy obserwacji, chciałem być taki jak oni. Ich prace były oszałamiające, kilka kolejnych miesięcy wahałem się czy wrzucić pierwsze zdjęcia na Instagram w końcu stało się, wrzuciłem miało kilka serduszek. Później wrzucałem coraz częściej zdjęcia, ludzie zaczęli obserwować mój profil. Było coraz więcej lików i komentarzy. Motywowało mnie to do robienia nowych, jeszcze lepszych zdjęć, więc kupiłem nowy aparat fotograficzny z którego nie byłem zadowolony, był strasznie słaby. Sprzedawca wiedział, że może pocisnąć kit jakiemuś  człowiekowi który nie znał się na aparatach.
W ciągu dwóch i pół roku mój instagram przeżywał wzloty i upadki. Kilka miesięcy temu kupiłem swój wymarzony Canon 80D, jest świetny! Pomaga on mi w pracy na Instagramie.
Na moim Instagramie jest już 28 tysięcy osób nigdy nie myślałem, że do tego dojdzie bardzo Wam za to dziękuje.
Przez Instagram zyskałem pewność siebie, rzesze fanów możliwość poznawania Waszych historii, myślę że zawsze będę dla Was tak jak i Wy dla mnie. Mogę się rozwijać w tym co mnie pasjonuje, robienie zdjęcia jest czymś fenomenalnym, uwiecznianie chwil, które już nigdy się nie powtórzą.  Fotografując zapominam o swojej chorobie, mogę się wyciszyć. Fotografia  jest to całkiem inny świat, piękniejszy, lepszy, a przede wszystkim niesamowity. Wiem że moje prace nie są idealne, jednak chce się ulepszać w mojej pasji, odkrywać nowe miejsca, nowych ludzi i odkryć samego siebie.
              Drogi czytelniku jeśli jest coś co sprawia Ci radość, daje szczęście i robisz to dobrze nie przepuść tego jak piach przez palce, bo pamiętaj najgorsze co człowiek może zrobić to zmarnować swój talent. Rób to wytrwale i sumiennie. Początki bywają ciężkie ale nie przejmuj się krytyką, wyśmiewaniem, w końcu nikt nie rodzi się alfą i omegą. Trzeba umieć szlifować diament jakim jest pasja/talent, a osoby które cię wyśmiały zrozumieją błąd dopiero wtedy, kiedy zobaczą jak świetnie sobie radzisz w okiełznaniu tej mocy jaką jest pasja. Zapraszam cię do zapoznania się z moim: Instagram vvpiotrvv

sobota, 22 kwietnia 2017

Operacja

Dwa lata temu przeszedłem operacje nogi, miała ona polepszyć mój styl chodzenia, a co za tym idzie polepszenie mojego stanu psychicznego oraz dodanie mi odwagi. Zdecydowałem się na nią ponieważ ten krok mógł wszystko zmienić. Liczyłem się z tym, że mogłem się nie obudzić z narkozy, albo operacja mogła się nie udać, ale chciałem spróbować- ten ,który nie próbuje nic nie zyska.
Nadszedł dzień operacji. Zjawiłem się w szpitalu. Myśli kłóciły się ze sobą. Godziny mijały, a ja patrzyłem w zegar, odliczałem do operacji. Moje życie mogło się zmienić, wierzyłem w to głęboko niczym dziecko w Świętego Mikołaja. Poznałem tam chłopca młodszego ode mnie, który leżał na sali po operacji, zaczęliśmy rozmawiać. Zadawałem mu pytania związane z operacją. On rozwiewał moje wszystkie wątpliwości. Nadeszła ta godzina w której pielęgniarka przyszła z niebieskim lekiem. Nie wiedziałem co to za tabletka, gdy ją połknąłem, pielęgniarka wyszła okazało ,się że był to głupi jaś. Poczułem się senny, na szczęście nie miałem żadnych głupich myśli po tym leku. Zasnąłem. Obudziła mnie pielęgniarka.
-Czas iść powiedziała - Nigdy nie byłem tak posłuszny, a zarazem zrelaksowany jak po zjedzeniu tej tabletki. Wjechałem na łóżku na sale operacyjną, pielęgniarka przyłożyła mi do twarzy maskę, usłyszałem
- Odlicz od 10 do 0. Tak też zrobiłem. Z każdą odliczoną sekundą stawałem się bardziej  senny. Zasnąłem. Nic nie pamiętałem. To tak jakby ,ktoś wyrwał z waszego życia 2 godziny. Obudziłem się podpięty pod kroplówkę z nogą w gipsie, nigdy nie czułem takiego bólu. Ale ten ból miał coś na celu, wierzyłem w to!
Na drugi dzień przyszedł doktor, powiedział że operacja się udała i  trzeba czekać na efekty.Poczułem ulgę.
Trzeciego dnia pielęgniarka przyszła i powiedziała, że czas wstać z łóżka, czułem ból pomieszany ze strachem, a zarazem radość pomieszaną z czymś czego nie da się opisać słowami- Wstałem. Przeszedłem kilka kroków, ale nie poczułem żadnej poprawy, myślałem że to pewnie przez gips ,który miałem założony po operacji. W szpitalu byłem jakiś pięć dni. Później zostałem wypisany i miałem się zjawić miesiąc później  na ściągnięcie gipsu.
Dni w domu mijały. Dzięki tej operacji zobaczyłem kto jest prawdziwym przyjacielem na kogo mogę liczyć i kto nigdy mnie nie zostawi. Takie sytuacje pokazują, czy słusznie nadajemy miano przyjaciela, bo przecież przyjaciel jest na dobre i na złe.
Miesiąc później. Przyjechaliśmy do kliniki. Znów czułem te dwa sprzeczne ze sobą uczucia. Może tym razem się uda coś w moim życiu zmienić- pomyślałem. Doktor ściągnął gips. Kazał mi się przejść kilka razy po gabinecie. Poczułem rozczarowanie pomieszane z niemocą i smutkiem, podobnie jak dziecko które dowiaduje się że święty Mikołaj nie istnieje, czułem że chodzę tak jak przed operacją. Brak zakładanych oczekiwań  związanych z tą operacją. Kolejna porażka. Już się przyzwyczaiłem do tego uczucia jakim jest zawód.  To był jeden z gorszych dni w moim życiu. Po operacji została blizna pod prawym kolanem i świadomość, że znów choroba wygrywa. 
Wróciliśmy do domu.
Gdybym nie spróbował tej operacji nigdy bym się nie dowiedział jak bym teraz wyglądał. Miałbym wyrzuty sumienia. Chce wam przekazać, że nawet jeśli czegoś bardzo pragniemy nie zawsze to otrzymujemy, jednak nie wolno się  poddawać choć życie cały czas krzyżuje plany. Trzeba wstać i walczyć, ja  walczę z chorobą już dziesięć lat i przez te wszystkie lata nigdy nie pomyślałem, że jest to walka z wiatrakami, jest to walka Gigantycznego potwora (czyt. choroby) z małym upierdliwym nie dającym za wygraną człowiekiem (czytaj mną ) Niby walka przesądzona, ale jeśli ma się wsparcie innych ludzi, którzy kibicują, Giganta w końcu można osłabić i wygrać tę nierówną walkę. 



Zapraszam na swój instagram :
https://www.instagram.com/vvpiotrvv/

sobota, 18 lutego 2017

Wygląd to nie wszystko.


    W życiu nie liczy się to jak wyglądamy, tylko to jakimi wartościami się kierujemy.  Przekonało mnie o tym życie w młodym wieku, kiedy po raz pierwszy byłem zmuszony zetknąć się ze swoją  niepełnosprawnością. Wcześniej osoby niepełnosprawne nigdy nie miały możliwości zaistnienia w moim życiu,  nie przejmowałem się ich losem. Zmieniło się to tuż po chorobie.
 Pierwszy turnus rehabilitacyjny, wtenczas przeżyłem szok i nie mogłem się z tego pozbierać, widziałem inny świat.  Dzieci, które były głuche, młodzi ludzie bez możliwości wstania z wózka do końca życia, osoby z autyzmem czy też z przeróżnymi chorobami świata, wtedy zacząłem poznawać świat niepełnosprawnych osób, będąc jednym z nich - i wiesz co? Myślałem że te osoby są bardzo słabe i załamane życiem,  jednak tak w ogóle nie jest  osoby niepełnosprawne są jeszcze bardziej szczęśliwsze od osób pełnosprawnych, umieją oni cieszyć się z tego co mają, są pięknymi istotami, miłymi i tolerancyjnymi, nie pytającyminie osądzają z wyglądu.  To oni są dla mnie największymi idolami na świecie, mimo swoich chorób są pogodni i nigdy nie tracą wiary w to że kiedyś będzie lepiej. Życie jest piękne tylko w tedy, kiedy umiemy docenić to co posiadamy.  W końcu nie każdy potrafi docenić coś przed tym gdy to straci.
 Osoby z niepełnosprawnością są bardzo doświadczeni przez życie, a mimo to chcą posłuchać  czy też pragną, aby osoba, która potrzebuje się wyżalić  miała możliwość rozmowy  z drugim człowiekiem, bo wiedzą jak ciężko nawiązuje się znajomości, większość ludzi XXI  wieku patrzą na to co druga osoba posiada w sensie materialnym i jak wygląda, nie patrzą na najważniejsze – środek. Oczywiście są wyjątki. Osoby z niepełnosprawnością wiedzą  jaką ważna rzeczą jest  szczera rozmowa, kiedy ma się poważny problem.
    Pamiętam jedną z rozmów na turnusie rehabilitacyjnym. Była to osoba starsza ode mnie która  poruszała się na wózku, Osoba ta  była bardzo szczęśliwa i  bardzo wesoła, a ja byłem zagubiony z całym życiem, które w jednej chwili się zawaliło, nie byłem szczęśliwy we własnej skórze. Nie miałem możliwości rozmowy z osobą która ma podobnym do mojego.  Pod koniec turnusu znałem tę osobę bardzo dobrze, więc postanowiłem z nią porozmawiać i uzyskać odpowiedz na bardzo nurtujące mnie pytanie, podszedłem do tej osoby i zapytałem „Dlaczego jesteś szczęśliwy mimo że nigdy nie będziesz sprawny?” –   odpowiedziała  mi bardzo szybko „ Dlatego że zdrowie nie jest najważniejsze, jest milion powodów do bycia szczęśliwym ”. Zaczęliśmy rozmawiać. Zadałem kolejne pytanie – jak to ? Odrzekł że człowiek nieszczęśliwy to taki, który nie umie docenić  „wschodu i zachodu słońca” czyli najprostszych czynności z których płynie szczęście.
 Od tamtej pory usiłuje cieszyć się z najmniejszych rzeczy. Świat jest lepszy kiedy cieszysz się z malusich rzeczy „Wschodu i zachodu słońca”
Teraz ja Ci zadam pytanie drogi czytelniku:
-A ty umiesz docenić  „Wschód i zachód słońca?”




Instagram https://www.instagram.com/vvpiotrvv/  





czwartek, 1 grudnia 2016

Jak zaakceptowałem swój wygląd po chorobie




 Zaraz po chorobie, kiedy musiałem  nauczyć się żyć na nowo, jedną z najgorszych nauk było  zaakceptowanie swojego wyglądu.
 Największych wrogiem było lustro w łazience, ponieważ  za każdym razem kiedy odwiedzałem to miejsce wlepiałem swoje oczy we własne odbicie i z niedowierzaniem patrzyłem na siebie, jak na coś innego, nie mogąc uwierzyć w to co się ze mną stało. Nie poznawałem samego siebie- jak mogłem tak skończyć? Co się stało? Dlaczego akurat ja? Z wiekiem zacząłem analizować przeżyte lata pod kątem tych pytań.  Z czasem wszystko stawało się jaśniejsze. 
Ludzie używają luster, aby móc przeglądać się  i  poprawić swój wygląd, ja natomiast nie chciałem  się  widziećponieważ odbicie ukazywało kogoś innego,  nie mnie z przed choroby. Stałem się kimś  innym z dnia na dzień . ”Jednego dnia” widziałem w lustrze siebie uśmiechniętego stojącego na dwóch nogach bez jakiegokolwiek urazu, a na „ drugi dzień”  zobaczyłem siebie siedzącego na wózku inwalidzkim z podkurczoną ręką. Strasznym doznaniem po chorobie  jest to, kiedy  widzisz swoje odbicie i zdajesz sobie sprawę że już nigdy nie zobaczysz zdrowego siebie, który kilka dni przed chorobą stał przed lustrem, poprawiał włosy, mył zęby  z uśmiechem na twarzy, rozmawiał sam ze sobą, robił głupie miny czy dziękował za piękne życie jakie otrzymał, a później wychodził z łazienki i maszerował do szkoły niczego  nie spodziewając się.
Moim zdaniem najgorszą z możliwych tortur  jest ta, kiedy patrzyłem na siebie siedzącego na wózku, już bez tej energii co kiedyś, mając w głowie obraz zdrowego chłopca jakim kiedyś byłem i już nigdy nie będę.
Jednym z przełomowych dni było to, kiedy moi rodzice postanowili że założą szafę z dwoma lustrami sięgającymi od podłogi aż do sufitu. Musiałem zmierzyć się z tym strasznym horrorem jakim było dla mnie  moje odbicie.Codziennie patrzyłem na siebie mając milion dziwnych myśli. Po kilku tygodniach, nadszedł ten dzień w którym do głowy przyszła mi jedna myśl, którą zapamiętałem do dziś to ona daje mi motywacje, i siłę do walki ze skutkami choroby." Gdy nie zaczniesz się teraz wspinać  po tej stromej górze, która stoi przed tobą nigdy nie zobaczysz pięknych widoków jakie na ciebie czekają oraz będziesz stał zawsze w cieniu tego wzgórza."  Właśnie tak brzmiała ta myśl! Lata mijały  a ja się zmieniałem, wspinałem się po tej górze i zacząłem zauważać piękno jakie minie otacza. Lustro obserwowało mnie, przez te wszystkie lata i to dzięki niemu mogłem zaobserwować poprawy w swojej długoletniej rekonwalescencji. Widziało mnie jak się zmieniam, do dziś staje przed nim i widzę 10 lat strasznej męki, rehabilitacji, operacji, wylanych łez, żalu, strachu, i respektu do swojego odbicia. Z moim zdrowiem jak i wyglądem jest o wiele lepiej, jednak wiem żeby dojść do jeszcze lepszego stanu muszę się nie poddawać i być dobrej myśli.
Nigdy się nie podawaj nawet jeśli coś szepcze Ci do ucha, że i tak się nie uda, spróbuj bo za rok, dwa,trzy będziesz żałować że nie zacząłeś już dziś w ulepszaniu swojego odbicia.

Zapraszam
mój instagram
Snapchat  vvpiotrvv

wtorek, 18 października 2016

Pozytywy zaistniałej sytuacji.



 6 października minęło  dziesięć lat od rozpoczęcia się choroby. Przez te dziesięć lat życie nauczyło mnie bardzo dużo. Mógłbym się nad sobą rozżalać jakie to życie jest złe, jednak pytanie brzmi do czego by to prowadziło, jaki to by miało sens ? Moim zdaniem trzeba się cieszyć  z tego co zostało mi dane. Wielu z Was zapyta jak można się cieszyć z choroby? Pewnie! Chciałbym być sprawny, ale niestety nigdy już nie wrócę do stanu przed chorobą, więc stwierdziłem, że nie będę się załamywał dlatego, że życie tak mnie doświadczyło, a nie inaczej. Musze się  cieszyć z tego co mam i starać się znaleźć jakieś plusy bycia chorym.
Choroba dała mi niepełnosprawność, wyśmiewanie się ze mnie ponieważ źle chodzę bo moja  ręka nie jest sprawna, godziny przemyśleń nad życiem i jego sensem, lata usprawniania, nowe znajomości, a odebrała te które nigdy nie były prawdziwe w końcu „Prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie” w moim przypadku w chorobie.
Zależy jak na to spoglądamy możemy wysnuwać same negatywne wnioski  lub starać się w jakimś stopniu wysnuć pozytywy zaistniałej sytuacja, na przykład:
Niepełnosprawność dała mi możliwość zobaczenia innego świata, świata niepełnosprawnych, innego  postrzegania różnych rzeczy, odczuć.
 Dzięki wyśmiewaniu się z mojej osoby zrozumiałem jacy są niektórzy ludzie, zahartowało mnie to i dzięki temu stałem się silniejszy psychicznie teraz mam totalnie gdzieś co obcy mi ludzie mówią na mój temat- „uwaga idzie zombi”, „jak on chodzi”, „ha ha ha” nie dotyka mnie to ponieważ wiem że ci ludzie są bardzo próżni i niedoświadczeni życiem.
 Turnusy rehabilitacyjne dały mi możliwość podróżowania i zwiedzania różnych miast w Polsce, poznawania zwyczajów,  bardzo dużo znajomości, niekiedy mógłbym powiedzieć przyjaźni Ci ludzie dali mi bardzo dużo ciepła oraz bardzo dużo przemyśleń nad życiem. Życie jest piękne.
Przed chorobą uwielbiałem biegać jednak po chorobie byłem zmuszony znaleźć jakieś inne zajęcie żeby nie zwariować. Odkryłem  nową pasję jaką  jest fotografowanie, gdyby mój statek nie zboczył z kursu pewnie nigdy bym nie odkrył takiej wyspy jak fotografowanie.
 Bycie chorym nie oznacza eliminacji z życia.Wszystko zależy od ciebie i od twojego nastawienia do otaczającego cię świata.
Staraj się znaleźć za wszelką cenę pozytywne rzeczy w tych złych, to cały klucz do sukcesu.


Zapraszam na instagram vvpiotrvv

wtorek, 6 września 2016

Dlaczego mnie to spotkało?

Jeśli jesteś nowym czytelnikiem zapraszam Cię do przeczytania poprzednich wpisów.

     Dlaczego ja? Nie nie chodzi tutaj o serial w telewizji lecz o to dlaczego choroba dotknęła akurat mnie jak i całą moją rodzinę. To pytanie bardzo często pojawiało się w moim życiu zaraz po chorobie, "Dlaczego nie sąsiad, sąsiadka  tylko akurat ja i moja rodzina?" Mogłem mieć wspaniałe życie, miliony możliwości, po chorobie te możliwości ograniczyły się do kilku wyborów.
     Jako zdrowy dzieciak miałem piękną prostą drogę przed sobą, jednak  nie umiałem dostrzec w życiu Małych, Wielkich rzeczy, które dawał mi los, gdy straciłem to co miałem uświadomiłem sobie, że należy cieszyć się z wszystkich pozytywnych nawet najmniejszych wydarzeń w życiu, dziękować   za każdy dobry dzień.
 Pewnie wielu z Was zadało sobie pytanie "dlaczego ja" to pytanie podobne do najtrudniejszych  rozsypanych puzzli, bez obrazka, bez większości elementów, które musisz znaleźć, aby obraz był kompletny. Takie puzzle składamy dniami, tygodniami, a niekiedy nawet latami. Pamiętajcie puzzli jest tyle ile ludzi na świecie.
Co jakiś czas znajduje naładowany pozytywną energią puzzel, gdy tych odnalezionych  puzzli jest wystarczająco, aby mógł z nich powstać większy element, składam to w całość i doczepiam do ramy. Ja jeszcze nie poznałem całej odpowiedzi na moje pytanie, ułożyłem jak na razie tylko ramkę i połączyłem kilka  elementów.
    W  pytaniu "dlaczego ja"  należy zastanowić się czy chcemy poznawać odpowiedz i zacząć kroczyć przez życie w celu zdobywania doświadczenia, które jest niezbędne by móc znaleźć zgubione "puzzle". Niestety nie każdy jest na tyle silny, żeby mógł znieść uzyskaną opowiedz możliwe że to by wzbudziło milion sprzeciwów, milion kolejnych pytań, bunt. Odpowiedz nie zawsze jest taka jaką chcielibyśmy usłyszeć. Ja chcę ułożyć te "puzzle" bez względu na uzyskaną odpowiedz. W końcu musi być jakiś powód, dlaczego to drzewo przewaliło się akurat na moją prostą drogę bez dziur, zakrętów, rozdroży, ślepych uliczek?

Dzięki doświadczeniu i kroczeniu do przodu z podniesioną głową możemy, znaleźć odpowiedz na swoje "dlaczego ja".


Instagram: vvpiotrvv

sobota, 2 lipca 2016

Każdy z nas ma jakiś problem


    Podejmując walkę rzuconą przez los  musimy liczyć się z problemami napotkanymi na swojej drodze do zwycięstwa. Należy podnieść swój  głaz lub kamień czy też mały kamyczek który wpadł do buta i przekroczyć z nim linie mety aby móc poczuć się zwycięzcą, w teorii wydaje się być proste, nic bardziej mylnego.
      Głazy są to przeszkody, problemy, które wydają się być nie do  przejścia, trzeba je toczyć pod górę przez całe życie. Większość ludzi tak duże problemy zgniatają, jak robaka, garstka ludzi podejmuje się wyzwania rzuconego przez  los i na swoich ramionach dźwiga ogromny głaz idąc pod górę, która najprawdopodobniej się nie skończy jednak Ci ludzie chcą udowodnić, że nawet człowiek z najpotężniejszym problemem umie dać sobie radę i nigdy się nie poddaje. Po drodze trzeba przejść przez piekło aby móc dostrzec piękno bytu. Największy problem, który nie wiemy kiedy się skończy uczy nas pokory, oraz tego że trzeba czerpać szczęście, radość z najmniejszych detali w życiu.
Kamienie są to problemy które są duże, jednak krótkotrwałe. Trzeba je toczyć pod górę, ale wiadomo kiedy ta góra się skończy widać jej wierzchołek. 
    Kamyczki najczęściej wpadają  w buty kiedy idziemy po żwirowej drodze, gdy idziemy z górki czujemy ucisk, ból, gdy staniemy w miejscu i myślimy co z tym zrobić nasuwa się myśl, usunąć je z butów, zawsze należy postępować tak, aby rozwiązać najmniejszy problem żeby później  poczuć się lepiej.
         W życiu zawsze trzeba się napracować, aby zdobyć coś poprzez ciężką pracę i docenić trud włożony w ten wyczyn. Niestety jedni mają malutki kamyczek do przeniesienia, a inni ogromny głaz, niektórzy mogą go stoczyć z górki, a inni mają całe życie pod górkę. Głazy, Kamienie,małe  kamyczki nigdy nie są taki same, ich jest tyle ile ludzi na świecie i każdy jest różny od poprzedniego. Każdy z nas boryka się z jakimś głazem, kamieniem, kamyczkiem, jednak w tym problemie należy znaleźć rozwiązanie i umieć dostrzec piękny krajobraz na swojej drodze w kierunku na linie mety.