poniedziałek, 28 stycznia 2019

Więzień losu



Hej! Tak wiem trochę czasu upłynęło od ostatniego wpisu.
Mieliście kiedyś poczucie niesprawiedliwości, która przeradzała się w nienawiść oraz złość do wszystkiego co Was otacza? Ja owszem. Zostałem rzucony do klatki usłanej z tych emocji nie mogąc z niej wyjść. Za każdym razem kiedy ktoś się pojawiał miałem nadzieje, że mnie z niej wyswobodzi, niestety wszystkie te klucze do kłódki otwierającej klatkę okazywały się niewłaściwe. Czułem, że wszystko mnie przytłacza, a do klatki dochodzą nowe zabezpieczenia, nowe niepożądane emocje. Spytacie co się stało, że tam się znalazłem?

 Znacie powiedzenie”Piorun  nie trafia dwa razy w to samo drzewo”? Myślałem, że przecież skoro życie mnie już tak doświadczyło to gorzej być nie może, a jednak.
 Rok  2018 zapowiadał się bardzo pięknie, wyjazd do Egiptu, poznanie nowych osób, powodzenie w sferze medialnej przygotowanie do matury. Styczeń i luty był jak nierealny sen. Mimo to chciałem,  żeby nigdy się nie skończył, niestety w marcu stało się coś czego się nie spodziewałem. W jednej godzinie cieszyłem się z wolności, a w drugiej pojawiłem się w zamkniętej klatce. Znalazłem się znów w szpitalu przykuty do łóżka. Prędko powróciły wspomnienia z przed kilkunastu lat.
 Spytałem co się stało? - Upadłeś, doznałeś wstrząsu mózgu łamiąc szyjkę kości udowej. Leżałem w szpitalu około dziesięć dni, mimo wsparcia bliskich mi osób popadłem w załamanie i w tedy znalazłem się w tej pułapce. Po operacji biodra musiałem znów używać wózka inwalidzkiego kolejna blizna na psychice została otwarta i kilka kolejnych pojawiło się na moim ciele. Miesiące mijały z każdą wizytą miałem nadzieje, że tym razem lekarz pozwoli mi stawiać pierwsze kroki, ale zamiast tego słyszałem -  Przykro mi musisz kolejny miesiąc zaczekać, aż kość się zrośnie. Po kilku wizytach straciłem wiarę, że usłyszę coś innego.  Co gorsza w maju miałem pisać maturę jednak przez mój stan fizyczny byłem zmuszony napisać ją w domu i wiecie co? Oblałem. Pogodziłem się z tym, że zawsze jestem tym który kończy na ostatnim miejscu. Milion emocji  zaczęło mnie otaczać i przytłaczać oraz przerastać. Byłem rozbity na miliony kawałków. Czułem się jak w potrzask, niczym mysz, którą zaraz pożre kot. Nie mogłem wytrzymać tej bezmocy.
 W lipcu na wizycie otrzymałem zgodę na pierwsze kroki, w tedy ucieszyłem się jak małe dziecko które dostało zabawkę, zaraz po tym otrzymałem skierowanie na turnus rehabilitacyjny. Poznałem klika starszych osób, które bardzo mi pomogły się  pogodzić z tym co mnie spotkało. Po zakończonej trzy tygodniowej rehabilitacji mogłem zacząć chodzić o lasce ale co więcej pobyt tam otworzył mi oczy na pewne sytuacje. W sierpniu znów próbowałem zdać maturę, bez zamierzonego celu. Było mi źle.
 Pewnego dnia, kiedy przeglądałem e-mail zobaczyłem zaproszenie na event marki "About You", czyżby niefart mnie opuścił czy życie znów chce mnie czymś dobić? Miałem milion myśli, jechać czy nie. Niestety musiałem zabrać na taką wyprawę wózek inwalidzki.  Pojechałem. Było super, poznałem kilka gwiazd. Spodziewałem się krzywych spojrzeń  ale na szczęście moje obawy się nie sprawdziły. Może kilka osób było zdziwionych, ale w tamtej chwili kula czy wózek były częścią mnie.
Pod koniec sierpnia życie znów ze mnie zakpiło. Po badaniach okazało się że choruję na zaawansowaną osteoporozę. Skutkiem tej choroby było tak rozległe połamanie. Pomału odechciewało mi się wszystkiego. Podjąłem kolejną walkę. Jak na razie jestem na polu bitwy, nie wiadomo kto wygra. Nie chce, się poddać.
Pod koniec Grudnia wyleciałem znów do Egiptu, aby choć na chwile zapomnieć co się stało przez ten rok. Byłem wrakiem. Zwiedziłem, wypocząłem, naładowałem akumulatory.
     Myślę, że każdy z nas przeszedł kilka lekcji, które zmieniły go na zawsze. Niestety te lekcje prowadził najsurowszy nauczyciel, który nazywa się – Życie. Jeśli kiedykolwiek poczułeś się stabilnie w miejscu w którym jesteś muszę cię zmartwić, nigdy nie wiesz co przyniesie jutro. Możesz dryfować po spokojnym morzu i sączyć szampana, a za chwilę zmagać się ze sztormem, który zalewa i niszczy twoją łódź, ty możesz jedynie przyglądać się jak twoje plany i ambicje toną w odmętach. Rok 2018 nie był moim rokiem, jednak dzięki kapokowi nie zatonąłem. Moją deską ratunku okazali się ludzie poznani w realnym świecie i Ci którzy mnie wspierają w moich social mediach. To dzięki nim, a może i nawet dzięki tobie nie poszedłem na dno. Powiem Wam, że mimo kolejnej kłody którą rzuciło mi życie pod nogi nie poddaje się, staram się walczyć. Nie chcę się poddać, bo poddanie się oznacza porażkę. Jeśli kiedykolwiek znalazłeś się w beznadziejnej sytuacji w której czujesz się jak w przysłowiowej klatce, wiec że każdy z nas musi znaleźć siłę w sobie, aby móc jak lew rozerwać ją i poczuć się wolnym jak ptak. Jeśli znajdziesz tę moc będziesz podziwiać swoje sukcesy z lotu ptaka, jeśli poddasz się skończysz jak pokarm dla Niesprawiedliwości, Żalu i Smutku. Każdy z nas ma jakieś problemy mniejsze czy większe ale pamiętajcie, nie poddawajcie się idźcie w zaparte, walczcie jak lew o lepsze jutro! Nikt nie mówił, że tutaj będzie cudownie, idealnie. Grunt to nie zatonąć, bo pamiętaj sztorm nie trwa wiecznie. Na niektóre rzeczy nie mamy wpływu.

Instagram click here

czwartek, 28 grudnia 2017

Przemyślenia


   Grudzień to w moim życiu czas na wspominanie całego roku. Lubie właśnie w tym miesiącu wyjechać na weekend do domku na wieś, rozpalić ogień w kominku przysiąść na chwile z kubkiem gorącej herbaty, gdy za oknem pada śnieg i po prostu przemyśleć cały rok pod rożnymi kątami. Co mi się udało, a co bym chciał poprawić w sobie i w swoim życiu.
   Mogę być pewny, że w tym roku bardzo dożo rzeczy mi się powiodło. Spełniłem swoje cele na rok 2017. Jestem z tego dumny.  Jednym z moich celów to mieć dużo wspaniałych wspomnień, w końcu to jedyny raj z którego nikt nie może nas wyrzucić. Wspomnienia zawsze będą w naszych serach bez względu na wszystko. Myślę  że jedyne do czego człowiek powinien dążyć to do gromadzenia wspomnień, tych dobrych ale i tych, które dały nam cenną nauczkę.
Moim najlepszym wspomnieniem są wszystkie podróże jakie przeżyłem w tym roku. W 2017 dużo się zmieniło na plus, bo zmieniłem się ja i moje poglądy na różne tematy.
Postawiłem sobie cele, które spełniłem, a więc mogę powiedzieć, że jestem na tę chwilę spełnionym i dumnym człowiekiem. Postanowiłem rozwijać swoją pasje jaką jest robienie zdjęcia oraz vlogowanie na Snapchacie i dzielenie się z Wami moim życiem na Instagramie. W tym roku postawiłem na zwiedzanie świata i Polski dzięki czemu poznałem nowych ludzi, nowe miejsca, nowe kultury.  Również chciałem nieść Wam pomoc i odpisywać na Wasze wiadomości i komentarze na Instagramie Snapchacie czy Facebooku, ponieważ piszecie do mnie z rożnymi problemami, a ja niestety wiem jak ciężko jest być samemu z problemem z którym nie łatwo się żyje. Czy jest coś cenniejszego niż pomoc drugiemu człowiekowi? Nie sądzę. Uważam że rozmowa jest bardzo potrzeba i ważna jeśli ma się problem. Jest jeszcze masę rzeczy, które spełniłem w tym roku.
 Moje postanowienia na rok 2018 już są zapisane na kartce i czekają na realizacje. Już nie mogę się doczekać co przyniesie Nowy Rok. Należy pamiętać o tym, że to my mamy głównie wpływ na to jak potoczy się nasz kolejny rok życia.  My kreujemy swoją przyszłością, to właśnie my jesteśmy kaptanem statku na sztormie życia. W nowym roku mam jeszcze, więcej postanowień niż w tym, ciekawi mnie czy uda mi się wszystkie spełnić. A czy Wam Udało Wam się spełnić te zamierzone w 2017?

Instagram

wtorek, 31 października 2017

Podróż w nieznane

 
Witajcie, jakieś cztery miesiące temu miałem bardzo słaby okres w moim życiu, nie umiałem znaleźć się w tym chorym świecie,codzienna monotonia, dzień kończył się tak samo. Potrzebowałem zmian. Zrobiłem coś czego sam nie spodziewałbym się po sobie. Wyjechałem na praktyki do Londynu. Nie wiem co mną sterowało zapisując się na ten projekt. Hmmm... osoba niepełnosprawna sama w wielkim mieście, ciekawie to brzmi.
            W lipcu poleciałem do Londynu. Gdy leciałem samolotem miałem mętlik w głowie, zastanawiałem się co ja tu do licha robię, zachciało mi się przygód... myślałem że przecież nic złego nie może się stać w końcu jadę z grupą i dwoma opiekunkami, będzie dobrze, musi być! pomyślałem. Po wylądowaniu stanąłem jak wryty, nie wierzyłem w to, że tu jestem.
 Nasza grupa liczyła około dwadzieścia osób. Po dotarciu do siedziby  zostaliśmy oddelegowani do rodzin, które miały się nami opiekować. Było nas pięciu w domu u rodziny. Po rozmowie dowiedziałem się, że jest milion zakazów. Szanuje rygor jednak tam czułem się po prostu źle niczym w więzieniu. Jedną z zasad było to, że jeśli spóźnimy się na kolacje nie dostaniemy jej, skutkowało to tym, że będziemy chodzić głodni spać...Ciekawie to brzmi, ale przecież mieliśmy zapewniony transport do miejsca pracy, więc nie martwiłem się spóźnieniem na kolacje. Kolejnego dnia  mieliśmy spotkanie w siedzibie. Dowiedzieliśmy się od naszych opiekunów, że sami musimy dojechać do miejsca pracy - pomyślałem, że to jest jakiś żart. Dostaliśmy bilety na całą komunikacje po Londynie, musieliśmy sami sobie radzić, w razie gdyby ktoś się zgubił musiał się sam znaleźć, tak powiedziała nam nasza opiekunka. Zacząłem trochę panikować, znów te myśli, że nie dam rady z moimi chorymi nogami.
Po krótkim instruktarzu jak działa londyńskie metro musieliśmy dojechać do miejsca pracy i wrócić. Na szczęście dowiedziałem się, że pracuje z kolegą jednak on mieszka w innej rodzinnie. Co za idiota wiedząc, że jestem niepełnosprawny nie przydzielił mnie do domu z kolegą z którym pracuje!? Zero zorganizowania ze strony organizacji...Wyruszyliśmy razem do miejsce pracy nie powiem, że było lekko. Jechaliśmy: pociągiem, metrem, autobusem, aż dotarliśmy do budynku w którym od następnego dnia mieliśmy zacząć pracować. Już miałem dość, strasznie zaczęła mnie boleć prawa noga z ciężkim trudem wróciłem do miejsca zbiórki. Znów Nas zaskoczyli. Mieliśmy wracać do rodzin sami. Nasza piątka pojechała autobusem do domu na szczęście nie było to ciężkie, bo niedaleko od siedziby mieszkaliśmy . Po całym dniu byłem głodny jak wilk. Dostaliśmy.... przygotujcie się bo to będzie szokiem... uszka z mięsem z mikrofali z ohydnym sosem pomidorowym, spróbowałem tego i jak szybko spróbowałem tak szybko zrezygnowałem z jedzenia.Uwierzcie mi nie jestem wybredny co do jedzenia, bo jeżdżąc po turnusach rehabilitacyjnych mój żołądek się przyzwyczaił do "śmieciowego jedzenia" ale to co dostawaliśmy jeść w Londynie to apokalipsa... Wybraliśmy się do sklepu, kupiłem kilka rzeczy z których mogłem przeżyć przez kolejny dzień. Byłem tak zmęczony jak nigdy w życiu, a jutro miałem jechać do pracy sam nie znając kompletnie drogi. Obawiałem się, że mogę wsiąść do złego pociągu, metra, autobusu... przecież jeśli pojadę gdzieś indziej to nie będę miał sił by wrócić, moje zdrowie mi na to nie pozwoli. Przeszukałem internet i dzięki google maps uspokoiłem się, podobno byłem najbliżej miejsca pracy jednak miałem do niego aż półtora godziny. Poszedłem spać. Wstałem o 6 szybko się ubrałem.Na śniadanie mieliśmy coś niezidentyfikowanego a na lunch jedną kromkę chleba z "kiełbasą" Wyszyłem z domu włączyłem w telefonie google maps i szedłem, w połowie drogi do metra miałem dość.Usiadłem na jakimś murku, po odpoczynku ruszyłem w dalszą drogę. Idąc miałem tylko jedną  myśl w głowie, obym wsiadł do dobrego metra. Dotarłem na metro, spytałem jakiegoś pana, którym metrem mam jechać, żeby znaleźć się na Old Street na szczęście wytłumaczył mi, stres zmalał. Wsiadłem do metra jechałem przez około 45 minut. Wysiadłem, chciałem zobaczyć gdzie iść dalej, jednak brak zasięgu w telefonie robił swoje...Wyszedłem na zewnątrz. Na szczęście w tym samym czasie zobaczyłem kolegę z którym miałem pracować poszedłem za nim doprowadził mnie do budynku w którym pracowaliśmy. Weszliśmy i na recepcji przedstawiliśmy się, pan mówił żebyśmy zaczekali. Przyszła jakaś kobieta, zabrała nas i powiedziała żebyśmy zaczekali na przełożoną. Na samym początku obawiałem się o swoje umiejętność komunikacji w języku angielskim. Jednak szybko te obawy minęły, wraz  z kolegą pomagaliśmy sobie w słówkach.  Christina po rozmowie, zapoznała nas z całą kadrą, powiedziała co będziemy robić oraz opowiedziała coś o firmie. Firma ta ma za zadanie pomagać zaprogramować stanowisko komputerowe osobą niewidomym, niemym lub osobą bez kończyn. Niesamowita sprawa. Pierwszy dzień pracy zleciał bardzo szybko.
Wróciłem do domu.Wykończony położyłem się na łóżku i zasnąłem. Dni mijały. W czwarty dzień niestety musieliśmy zmienić miejsce zamieszkania, ponieważ sąsiedzi uważali, że jest nas tam za dużo i jesteśmy Polkami. No cóż, znów zmiana miejsca zamieszkania. W kolejnym domu mieszkaliśmy u starszego pana. Gotował nam same pyszności w porównaniu do pierwszego domu. Mniam! Co prawda miałem dwa razy dalej do stacji metra nogi mi po pierwszym tygodniu odpadały.
W sobotę jechaliśmy zwiedzać Londyn z naszymi opiekunkami. Dzwoniłem do rodziców w tej sprawie bo panie opiekunki powiedziały, że w sobotę zwiedzamy Madame Tussaud i jedziemy na London Eye mimo, że mieliśmy wcześniej ustalone, że w niedziele będzie London Eye, połowa z nas miała bilet na niedziele. Opowiedziałem mamie, że coś tu jest nie tak z organizacją i co mi się nie podoba.Po rozmowie rodzice zadzwonili do naszej opiekunki. Pod koniec rozmowy mama poprosiła panią by zwracała uwagę na to, że źle chodzę i żeby dostosowali tempo pod mój chód, na co dostała odpowiedz od naszej opiekunki "Ja nikogo nie będę spowalniać ani pospieszać" to są słowa OPIEKUNA który miał nad nami czuwać... Niestety muszę to tutaj napisać że opiekunowie nie spełnili swojej roli (chyba pojechali na typową wycieczkę) no cóż. Mam nadzieje że za te słowa karma wróci do tej pani.
Polecam każdemu kto będzie w Londynie, aby skorzystał z atrakcji jaką jest Madame Tussaud coś niesamowitego! Widoki z London Eye również niezapomniane. Weekend bardzo szybko zleciał. Kolejny tydzień pracy czas zacząć! Najbardziej z tego wyjazdu jestem zadowolony z praktyk dowiedziałem się bardzo dużo.
Pewnego razu kiedy wracałem do domu nagle słyszę, że ktoś mnie woła odwracam się i wiedze osobę, która pyta mnie jak mam na imię i czy może mnie "dotknąć" jakkolwiek to brzmi. Wyciągała rękę ja również, zaczęła się modlić, stanąłem jak wryty; może mam problemy z chodzeniem i ręką ale trochę mnie to zniesmaczyło i tak wiem że Londyn to inna kultura, inni ludzie ale przecież każdy z nas jest jaki jest. To był pierwszy raz kiedy miałem styczność z fanatykami religijnymi. Podziękowała mi i powiedziała coś w stylu "idź w pokoju" trochę się uśmiechnąłem bo jestem ateistą, pożegnaliśmy się. Dni mijały, w ostatni dzień mieliśmy ostatnie spotkanie i omówienie planu wyjazdu.Żartowaliśmy z kolegą o tym czy ktoś nas dostarczy z walizkami do miejsc zbiórki, Kolega zażartował że pewnie będziemy musieli sami dojechać bo organizacja wyjazdu jest na najniższym pułapie, uśmiechnąłem się i powiedziałem -nie ma opcji ja z dwudziestu kg walizką nigdzie się nie wybieram sam. Inny znajomy odpowiedział, że zawsze robię problem, zdenerwował mnie do tego stopnia, że powiedziałem mu, że jeśli ma dwie sprawne nogi i ręcę to on nie widzi w tym problemu. Zrobiło mu się głupio. Nie lubie takich aroganckich ludzi.
 Później dostaliśmy certyfikaty. I rozjechaliśmy się do domów w Londynie.
              Spakowałem się i usiadłem na chwile na łóżku, żeby pomyśleć nad tym co mi dała wyprawa do Londynu. Nie musiałem długo się zastanawiać. Zobaczyłem inną kulturę, zwiedziłem trochę Londynu, poznałem ciekawych ludzi, wyniosłem dużo nauk z praktyk, jestem o wiele samodzielniejszy. W życiu chodzi o to aby próbować rożnych rzeczy, nie warto tkwić w miejscu, jeśli osoba niepełnosprawna była w Londynie sama to pomyśl co ty możesz osiągnąć. Jeszcze dwa lata temu, jeśli ktoś powiedziałby mi, że będę w Londynie sam, to potraktowałbym to jak jakiś żart. Jednym z moich marzeń było być w Londynie i się spełniło. Niby nie możliwe, a jednak. To od nas zależy jak będzie wyglądać nasz życie czy damy się wciągnąć w krąg monotonii czy też spróbujemy czegoś nowego niezapomnianego pójdziemy w niezbadane i nieznane. Trzeba korzystać z okazji jakie daje nam życie.Mimo że polska organizacja jak i zagraniczna mogła być lepiej rozwinięta, uważam że Londyn dał mi lekcje prawdziwego życia. Trzymajcie się! Do następnego postu! I pamiętajcie, żeby nigdy się nie poddawać.

instagram vvpiotrvv
snapchat vvpiotrvv

sobota, 26 sierpnia 2017

Jak zaczęła się przygoda ze zdjęciami i Instagramem ?




            Już jako małe dziecko fascynowała mnie przyroda i uwiecznianie chwili w swojej głowie. Mruganie oznaczało naciśniecie spustu migawki,  a później zapisywanie tego w głowie. Niestety moje zapisywanie wszystkiego co dzieje się wokół mnie szybko się skończyło. Nastał czas walki z chorobą, ale to już pewnie wiecie z wcześniejszych postów.  Kiedy znów poczułem chęć robienia zdjęć? Kiedy dostałem swój pierwszy telefon z dość dobrym  aparatem. Robiłem zdjęcia wszystkiemu co jest ulotne podobnie jak zdrowie, które opuściło mnie w wieku ośmiu lat. Ptaki, kwiaty,deszcz etc.
         W pierwszej klasie technikum wybrałem się na turnus rehabilitacyjny, gdzie spotkałem osobę, która rozbudziła we mnie tą pasje od nowa. Odkryłem nowe tajniki fotografii, doznałem pewności siebie, aż w końcu pierwszej w historii wystawy fotograficznej mojego autorstwa- niezapomniane przeżycie.  Kiedy turnus się skończył wróciłem do domu i w przeciągu kilku dni natknąłem się na portal społecznościowy Instagram, zarejestrowałem się i zacząłem obserwować profile, które mnie inspirowały. Miały po kilkanaście tysięcy obserwacji, chciałem być taki jak oni. Ich prace były oszałamiające, kilka kolejnych miesięcy wahałem się czy wrzucić pierwsze zdjęcia na Instagram w końcu stało się, wrzuciłem miało kilka serduszek. Później wrzucałem coraz częściej zdjęcia, ludzie zaczęli obserwować mój profil. Było coraz więcej lików i komentarzy. Motywowało mnie to do robienia nowych, jeszcze lepszych zdjęć, więc kupiłem nowy aparat fotograficzny z którego nie byłem zadowolony, był strasznie słaby. Sprzedawca wiedział, że może pocisnąć kit jakiemuś  człowiekowi który nie znał się na aparatach.
W ciągu dwóch i pół roku mój instagram przeżywał wzloty i upadki. Kilka miesięcy temu kupiłem swój wymarzony Canon 80D, jest świetny! Pomaga on mi w pracy na Instagramie.
Na moim Instagramie jest już 28 tysięcy osób nigdy nie myślałem, że do tego dojdzie bardzo Wam za to dziękuje.
Przez Instagram zyskałem pewność siebie, rzesze fanów możliwość poznawania Waszych historii, myślę że zawsze będę dla Was tak jak i Wy dla mnie. Mogę się rozwijać w tym co mnie pasjonuje, robienie zdjęcia jest czymś fenomenalnym, uwiecznianie chwil, które już nigdy się nie powtórzą.  Fotografując zapominam o swojej chorobie, mogę się wyciszyć. Fotografia  jest to całkiem inny świat, piękniejszy, lepszy, a przede wszystkim niesamowity. Wiem że moje prace nie są idealne, jednak chce się ulepszać w mojej pasji, odkrywać nowe miejsca, nowych ludzi i odkryć samego siebie.
              Drogi czytelniku jeśli jest coś co sprawia Ci radość, daje szczęście i robisz to dobrze nie przepuść tego jak piach przez palce, bo pamiętaj najgorsze co człowiek może zrobić to zmarnować swój talent. Rób to wytrwale i sumiennie. Początki bywają ciężkie ale nie przejmuj się krytyką, wyśmiewaniem, w końcu nikt nie rodzi się alfą i omegą. Trzeba umieć szlifować diament jakim jest pasja/talent, a osoby które cię wyśmiały zrozumieją błąd dopiero wtedy, kiedy zobaczą jak świetnie sobie radzisz w okiełznaniu tej mocy jaką jest pasja. Zapraszam cię do zapoznania się z moim: Instagram vvpiotrvv

sobota, 22 kwietnia 2017

Operacja

Dwa lata temu przeszedłem operacje nogi, miała ona polepszyć mój styl chodzenia, a co za tym idzie polepszenie mojego stanu psychicznego oraz dodanie mi odwagi. Zdecydowałem się na nią ponieważ ten krok mógł wszystko zmienić. Liczyłem się z tym, że mogłem się nie obudzić z narkozy, albo operacja mogła się nie udać, ale chciałem spróbować- ten ,który nie próbuje nic nie zyska.
Nadszedł dzień operacji. Zjawiłem się w szpitalu. Myśli kłóciły się ze sobą. Godziny mijały, a ja patrzyłem w zegar, odliczałem do operacji. Moje życie mogło się zmienić, wierzyłem w to głęboko niczym dziecko w Świętego Mikołaja. Poznałem tam chłopca młodszego ode mnie, który leżał na sali po operacji, zaczęliśmy rozmawiać. Zadawałem mu pytania związane z operacją. On rozwiewał moje wszystkie wątpliwości. Nadeszła ta godzina w której pielęgniarka przyszła z niebieskim lekiem. Nie wiedziałem co to za tabletka, gdy ją połknąłem, pielęgniarka wyszła okazało ,się że był to głupi jaś. Poczułem się senny, na szczęście nie miałem żadnych głupich myśli po tym leku. Zasnąłem. Obudziła mnie pielęgniarka.
-Czas iść powiedziała - Nigdy nie byłem tak posłuszny, a zarazem zrelaksowany jak po zjedzeniu tej tabletki. Wjechałem na łóżku na sale operacyjną, pielęgniarka przyłożyła mi do twarzy maskę, usłyszałem
- Odlicz od 10 do 0. Tak też zrobiłem. Z każdą odliczoną sekundą stawałem się bardziej  senny. Zasnąłem. Nic nie pamiętałem. To tak jakby ,ktoś wyrwał z waszego życia 2 godziny. Obudziłem się podpięty pod kroplówkę z nogą w gipsie, nigdy nie czułem takiego bólu. Ale ten ból miał coś na celu, wierzyłem w to!
Na drugi dzień przyszedł doktor, powiedział że operacja się udała i  trzeba czekać na efekty.Poczułem ulgę.
Trzeciego dnia pielęgniarka przyszła i powiedziała, że czas wstać z łóżka, czułem ból pomieszany ze strachem, a zarazem radość pomieszaną z czymś czego nie da się opisać słowami- Wstałem. Przeszedłem kilka kroków, ale nie poczułem żadnej poprawy, myślałem że to pewnie przez gips ,który miałem założony po operacji. W szpitalu byłem jakiś pięć dni. Później zostałem wypisany i miałem się zjawić miesiąc później  na ściągnięcie gipsu.
Dni w domu mijały. Dzięki tej operacji zobaczyłem kto jest prawdziwym przyjacielem na kogo mogę liczyć i kto nigdy mnie nie zostawi. Takie sytuacje pokazują, czy słusznie nadajemy miano przyjaciela, bo przecież przyjaciel jest na dobre i na złe.
Miesiąc później. Przyjechaliśmy do kliniki. Znów czułem te dwa sprzeczne ze sobą uczucia. Może tym razem się uda coś w moim życiu zmienić- pomyślałem. Doktor ściągnął gips. Kazał mi się przejść kilka razy po gabinecie. Poczułem rozczarowanie pomieszane z niemocą i smutkiem, podobnie jak dziecko które dowiaduje się że święty Mikołaj nie istnieje, czułem że chodzę tak jak przed operacją. Brak zakładanych oczekiwań  związanych z tą operacją. Kolejna porażka. Już się przyzwyczaiłem do tego uczucia jakim jest zawód.  To był jeden z gorszych dni w moim życiu. Po operacji została blizna pod prawym kolanem i świadomość, że znów choroba wygrywa. 
Wróciliśmy do domu.
Gdybym nie spróbował tej operacji nigdy bym się nie dowiedział jak bym teraz wyglądał. Miałbym wyrzuty sumienia. Chce wam przekazać, że nawet jeśli czegoś bardzo pragniemy nie zawsze to otrzymujemy, jednak nie wolno się  poddawać choć życie cały czas krzyżuje plany. Trzeba wstać i walczyć, ja  walczę z chorobą już dziesięć lat i przez te wszystkie lata nigdy nie pomyślałem, że jest to walka z wiatrakami, jest to walka Gigantycznego potwora (czyt. choroby) z małym upierdliwym nie dającym za wygraną człowiekiem (czytaj mną ) Niby walka przesądzona, ale jeśli ma się wsparcie innych ludzi, którzy kibicują, Giganta w końcu można osłabić i wygrać tę nierówną walkę. 



Zapraszam na swój instagram :
https://www.instagram.com/vvpiotrvv/

sobota, 18 lutego 2017

Wygląd to nie wszystko.


    W życiu nie liczy się to jak wyglądamy, tylko to jakimi wartościami się kierujemy.  Przekonało mnie o tym życie w młodym wieku, kiedy po raz pierwszy byłem zmuszony zetknąć się ze swoją  niepełnosprawnością. Wcześniej osoby niepełnosprawne nigdy nie miały możliwości zaistnienia w moim życiu,  nie przejmowałem się ich losem. Zmieniło się to tuż po chorobie.
 Pierwszy turnus rehabilitacyjny, wtenczas przeżyłem szok i nie mogłem się z tego pozbierać, widziałem inny świat.  Dzieci, które były głuche, młodzi ludzie bez możliwości wstania z wózka do końca życia, osoby z autyzmem czy też z przeróżnymi chorobami świata, wtedy zacząłem poznawać świat niepełnosprawnych osób, będąc jednym z nich - i wiesz co? Myślałem że te osoby są bardzo słabe i załamane życiem,  jednak tak w ogóle nie jest  osoby niepełnosprawne są jeszcze bardziej szczęśliwsze od osób pełnosprawnych, umieją oni cieszyć się z tego co mają, są pięknymi istotami, miłymi i tolerancyjnymi, nie pytającyminie osądzają z wyglądu.  To oni są dla mnie największymi idolami na świecie, mimo swoich chorób są pogodni i nigdy nie tracą wiary w to że kiedyś będzie lepiej. Życie jest piękne tylko w tedy, kiedy umiemy docenić to co posiadamy.  W końcu nie każdy potrafi docenić coś przed tym gdy to straci.
 Osoby z niepełnosprawnością są bardzo doświadczeni przez życie, a mimo to chcą posłuchać  czy też pragną, aby osoba, która potrzebuje się wyżalić  miała możliwość rozmowy  z drugim człowiekiem, bo wiedzą jak ciężko nawiązuje się znajomości, większość ludzi XXI  wieku patrzą na to co druga osoba posiada w sensie materialnym i jak wygląda, nie patrzą na najważniejsze – środek. Oczywiście są wyjątki. Osoby z niepełnosprawnością wiedzą  jaką ważna rzeczą jest  szczera rozmowa, kiedy ma się poważny problem.
    Pamiętam jedną z rozmów na turnusie rehabilitacyjnym. Była to osoba starsza ode mnie która  poruszała się na wózku, Osoba ta  była bardzo szczęśliwa i  bardzo wesoła, a ja byłem zagubiony z całym życiem, które w jednej chwili się zawaliło, nie byłem szczęśliwy we własnej skórze. Nie miałem możliwości rozmowy z osobą która ma podobnym do mojego.  Pod koniec turnusu znałem tę osobę bardzo dobrze, więc postanowiłem z nią porozmawiać i uzyskać odpowiedz na bardzo nurtujące mnie pytanie, podszedłem do tej osoby i zapytałem „Dlaczego jesteś szczęśliwy mimo że nigdy nie będziesz sprawny?” –   odpowiedziała  mi bardzo szybko „ Dlatego że zdrowie nie jest najważniejsze, jest milion powodów do bycia szczęśliwym ”. Zaczęliśmy rozmawiać. Zadałem kolejne pytanie – jak to ? Odrzekł że człowiek nieszczęśliwy to taki, który nie umie docenić  „wschodu i zachodu słońca” czyli najprostszych czynności z których płynie szczęście.
 Od tamtej pory usiłuje cieszyć się z najmniejszych rzeczy. Świat jest lepszy kiedy cieszysz się z malusich rzeczy „Wschodu i zachodu słońca”
Teraz ja Ci zadam pytanie drogi czytelniku:
-A ty umiesz docenić  „Wschód i zachód słońca?”




Instagram https://www.instagram.com/vvpiotrvv/